Portal Gosc.pl (6 maja 2024) publikuje artykuł Marcina Kędzierskiego, w którym autor wyraża zaniepokojenie używaniem pejoratywnych określeń wobec dzieci, takich jak „kaszojady” czy „gówniaki”, argumentując, że uprzedmiotawiają one dzieci i naruszają ich godność.
Artykuł ten, choć porusza kwestię języka i jego wpływu na postrzeganie dzieci, zawiera w sobie elementy charakterystyczne dla myślenia posoborowego, które z perspektywy integralnej wiary katolickiej są nie do przyjęcia.
„Dziś w ramach wielkanocnego cyklu tekstów o przemianie naszego myślenia chciałbym pochylić się nad językiem. Z jednej bowiem strony „z obfitości serca mówią wargi”, a z drugiej strony sposób, w jaki mówimy, determinuje w jakimś stopniu to, jak myślimy.”
Autor, Marcin Kędzierski, rozpoczyna od stwierdzenia o „przemianie naszego myślenia”, co jest typowe dla modernistycznego podejścia, które zakłada, że prawda i moralność podlegają ewolucji. Integralna wiara katolicka naucza natomiast o niezmienności prawd objawionych przez Boga, które zostały przekazane przez Kościół katolicki. Słowa, choć ważne, nie determinują myślenia, lecz są jego odzwierciedleniem. To serce, formowane przez wiarę i rozum, kształtuje sposób, w jaki postrzegamy świat.
„Stąd trudno się dziwić młodym matkom, że nie chcą być nazywane „pierworódkami” czy „wieloródkami”. Nawet jeśli określenia te opisują jakoś stan faktyczny, kojarzą się bardziej z jaszczurką niż człowiekiem.”
Autor porównuje określenia „pierworódka” i „wieloródka” do obraźliwych epitetów, sugerując, że są one dehumanizujące. Z perspektywy katolickiej, macierzyństwo jest stanem błogosławionym i zaszczytnym, a określenia te, choć mogą brzmieć surowo, opisują jedynie fakt biologiczny. Problem leży nie w samych słowach, ale w intencji i kontekście, w jakim są używane.
„Analogiczna sytuacja ma miejsce w przypadku osób z niepełnosprawnościami, które kiedyś określaliśmy mianem „kalek” czy „upośledzonych”. Tu znów powód jest prosty – niepełnosprawność nie definiuje w pełni człowieka, dlatego redukowanie osoby, posiadającej niezbywalną godność, wyłącznie do braku pełnej sprawności, jest raniącym uproszczeniem.”
Autor słusznie zauważa, że niepełnosprawność nie definiuje człowieka, jednak jego argumentacja opiera się na modernistycznym pojęciu godności, które jest oderwane od obiektywnej prawdy o naturze ludzkiej. Godność człowieka wynika z faktu, że został stworzony na obraz i podobieństwo Boga i odkupiony przez Chrystusa. Nie jest ona zależna od stanu zdrowia, sprawności fizycznej czy społecznego uznania.
„Na szczęście w przestrzeni publicznej nie pozwalamy już sobie na używanie takich określeń jak „bachory” czy „gówniarze”. Pojawiło się jednak w ostatnich latach szereg innych nazw, które w moim odczuciu są równie uprzedmiatawiające, choć próbują udawać, że są tylko żartobliwymi zdrobnieniami. Mam na myśli takie słowa jak „gówniaki” lub „gówniaczki”, „bąbelki”, „waflochrupy” czy wreszcie królujące w ostatnich latach „kaszojady”.”
Autor krytykuje używanie określeń takich jak „kaszojady” czy „gówniaki”, uznając je za uprzedmiatawiające. Z perspektywy katolickiej, język powinien być używany z rozwagą i szacunkiem, jednak nie można popadać w przesadną wrażliwość i doszukiwać się obrazy w każdym słowie. Ważne jest, aby intencja była dobra, a słowa używane z miłością i troską.
„Ktoś może argumentować, że to ostatnie określenie pochodzi z wiersza Brzechwy. Albo że jest tak naprawdę pieszczotliwe. A poza tym dzieci jedzą kaszę, więc w czym problem. No właśnie – w czym? Z jakiegoś powodu nie uważamy, aby określanie rodziców mianem „dzieciorobów” było czymś chwalebnym, a przecież w jakimś sensie oddaje rzeczywistość, tak jak fakt jedzenia kaszy przez dzieci.”
Autor zestawia określenie „kaszojady” z „dzieciorobami”, sugerując, że oba są równie obraźliwe. Z perspektywy katolickiej, takie porównanie jest nieuprawnione. Macierzyństwo jest powołaniem od Boga i źródłem błogosławieństwa, a określenie „dziecioroby” ma wydźwięk pejoratywny i antynatalistyczny.
„Na szczęście kobiety powoli, bo powoli, ale zaczynają być społecznie traktowane podmiotowo. Dzieci niestety wciąż na swoją emancypację muszą czekać.”
Autor wyraża radość z faktu, że kobiety są traktowane podmiotowo, co jest zgodne z duchem współczesnego feminizmu. Integralna wiara katolicka naucza o równości mężczyzn i kobiet w godności i prawach, jednak odrzuca ideologię feministyczną, która promuje rewolucję społeczną i podważa naturalny porządek ustanowiony przez Boga. Dzieci nie potrzebują emancypacji, lecz miłości, opieki i wychowania w wierze katolickiej.
„Współczesna kultura NIBY hołubi dzieci, czego zresztą część z nas doświadczy przy okazji majowych uroczystości komunijnych. Tak, to prawda – dzieci stały się przedmiotem zainteresowania speców od marketingu. Ale właśnie – przedmiotem, a nie podmiotem. Wciąż bowiem nie zadajemy sobie często pytania, czego dzieci naprawdę potrzebują, ale co możemy im wcisnąć. I czy naprawdę za kilka lat byłyby zadowolone z faktu, że ktoś w pierwszej fazie ich życia nazywał je „kaszojadem” czy „gówniaczkiem”.”
Autor krytykuje komercjalizację uroczystości komunijnych, co jest słuszne. Sakrament Komunii Świętej jest najważniejszym wydarzeniem w życiu dziecka i powinien być przeżywany w duchu pobożności i skupienia na Bogu, a nie na materialnych dobrach. Jednak autor, zamiast wskazywać na potrzebę powrotu do tradycyjnego nauczania katolickiego, popada w ogólnikowe narzekanie na współczesną kulturę.
„Często za Januszem Korczakiem lubię powtarzać, że dziecko jest człowiekiem. Niby banalne, ale jakże trudno nam to w pełni zaakceptować. Człowiekiem pierwszej kategorii, tak samo jak seniorzy, kobiety, osoby z niepełnosprawnościami.”
Autor odwołuje się do Janusza Korczaka, pedagoga o wątpliwej reputacji z punktu widzenia wiary katolickiej, i stwierdza, że dziecko jest człowiekiem. Jest to truizm, który nie wymaga powtarzania. Integralna wiara katolicka naucza, że dziecko od momentu poczęcia jest osobą ludzką, obdarzoną duszą nieśmiertelną i prawem do życia.
Podsumowując, artykuł Marcina Kędzierskiego, choć porusza ważną kwestię języka i jego wpływu na postrzeganie dzieci, zawiera w sobie elementy charakterystyczne dla myślenia posoborowego, które z perspektywy integralnej wiary katolickiej są nie do przyjęcia. Autor promuje modernistyczne pojęcie godności, relatywizm moralny i ideologię feministyczną, zamiast wskazywać na niezmienne prawdy objawione przez Boga i nauczane przez Kościół katolicki.
Za artykułem: „Dziecioroby” i „kaszojady”
Data artykułu: 06.05.2024