Portal Tygodnik Powszechny (9 września 2025) relacjonuje historię Jordana Loyda – amerykańskiego koszykarza, który otrzymał polskie obywatelstwo na kilka tygodni przed mistrzostwami Europy, stając się kluczowym graczem reprezentacji. Autor przedstawia naturalizację jako „inwestycję biznesową”, lecz jednocześnie próbuje budować narrację o spontanicznym związku Loyda z Polską, ilustrując to tańcem zawodnika przy piosence „Mój jest ten kawałek podłogi” i entuzjazmem kibiców z transparentem „Janusz Loydowski”. Tekst pomija jednak fundamentalne pytania o moralność tego procederu i jego konsekwencje dla pojęcia narodu.
Relatywizacja obywatelstwa jako przejaw modernizmu społecznego
Artykuł przyjmuje za oczywistość praktykę handlu paszportami dla celów sportowych, usprawiedliwiając ją faktem, że „niemal wszystkie reprezentacje” korzystają z podobnych rozwiązań. To klasyczny przykład argumentum ad populum – błędu polegającego na uznaniu działania za słuszne wyłącznie z powodu jego powszechności. Tymczasem Quas Primas Piusa XI stanowczo przypomina: „Królestwo Odkupiciela naszego obejmuje wszystkich ludzi – (…) najprawdziwiej cały ród ludzki podlega władzy Jezusa Chrystusa”. W świetle tej zasady naród nie może być redukowany do zespołu najemników, gdyż stanowi organiczną wspólnotę opartą na więzach krwi, tradycji i wierze.
„Dla nowych ojczyzn zagrało już blisko dwustu koszykarzy, w głównej mierze – Amerykanów”
Przywołana statystyka demaskuje globalistyczną homogenizację współczesnego sportu, która stanowi odbicie szerszego kryzysu tożsamości narodowych. Jak ostrzegał Pius IX w Syllabusie błędów: „Błądziłby bardzo, kto odmawiałby Chrystusowi władzy nad sprawami doczesnymi” (pkt 75). Proceder „farbowanych lisów” to właśnie przejaw odrzucenia nadprzyrodzonego wymiaru wspólnot narodowych i sprowadzenia ich do poziomu kontraktów handlowych.
Milczenie o moralnych konsekwencjach pseudopatriotyzmu
Autor wspomina wprawdzie o „mieszanych uczuciach” kibiców, lecz natychmiast je dyskredytuje, powołując się na rzekomą „legendę” poprzedniego naturalizanta A.J. Slaughtera i jego słowa o „naszym kraju”. Zabrakło jednak krytycznej analizy tego typu deklaracji w kontekście nauczania Leona XIII: „Ojczyzna nie jest miejscem pobytu określonym przypadkowo (…), lecz jest moralną wspólnotą, opartą na zgodnej współpracy wielu pokoleń” (Sapientiae Christianae).
Szczególnie wymowne jest porównanie z Litwą i Serbią – narodami, które „wstrzymują się jeszcze” od tego procederu. Właśnie te kraje, zachowujące przywiązanie do tradycji katolickiej i prawosławnej, opierają się dyktatowi utylitaryzmu. Jak zauważa dokument Lamentabili sane: „Krytyk nie może przypisywać Chrystusowi nieograniczonej wiedzy, chyba żeby przyjąć (…) że Chrystus jako człowiek posiadał wiedzę Bożą” (pkt 34). Analogicznie – nie można przypisywać obywatelstwa komuś, kto nie dzieli historii, krwi ani kultury narodu.
Sport jako idol współczesności
Apoteoza Loyda („o zwycięstwie nie byłoby mowy, gdyby nie on”) odsłania głębszy problem: bałwochwalczy kult sukcesu sportowego. Podczas gdy św. Pius X przestrzegał przed „pożądliwością oczu”, współczesne media kreują zawodników na nowych bogów. Scena tańca Loyda przy piosence Mr. Zooba nabiera symbolicznego wymiaru – to rytuał zastępujący prawdziwą religijną transcendencję.
Tekst nie wspomina ani słowem o duchowym wymiarze sportu jako ćwiczenia cnót. Tymczasem Pius XI w Divini illius Magistri podkreślał konieczność harmonijnego rozwoju fizycznego i moralnego. W świecie opisanym przez Tygodnik Powszechny liczą się tylko „punkty” i „statuetki dla najlepszego gracza” – materialistyczna kalkulacja całkowicie wypiera formację charakteru.
Instytucjonalne wsparcie dla tożsamościowego chaosu
Najbardziej niepokojący jest fakt zaangażowania najwyższych władz państwowych w tę farsę: „prezydent Andrzej Duda nadał Loydowi polskie obywatelstwo”. To jawne pogwałcenie zasady bonum commune, o której Pius XII nauczał: „Państwo istnieje dla dobra obywateli, a nie obywatele dla państwa”. Nadanie obywatelstwa wyłącznie dla korzyści sportowych to akt zdrady zarówno wobec narodu, jak i katolickiej koncepcji państwa.
W tekście znajdujemy wymowny passus o żonie Loyda, która „egzaminowała selekcjonera ze znajomości gry naszej drużyny narodowej”. Ten pseudo-test odwraca hierarchię wartości – wiedza o taktyce koszykarskiej staje się ważniejsza niż znajomość języka, historii czy kultury Polski. Jakże odmienne od postulatu Piusa XI: „Wiara jako przyzwolenie umysłu opiera się ostatecznie na sumie prawdopodobieństw” (Lamentabili sane, pkt 25)!
Zakończenie: Triumf cyrku nad wartościami
Opisywany fenomen to nie tylko problem sportowy, ale objaw głębszej choroby duchowej. Gdy naród pozwala, by jego tożsamość była wystawiana na sprzedaż za kilka punktów więcej na tablicy wyników, oznacza to, że utracił rozumienie swojego nadprzyrodzonego powołania. W świecie, gdzie „Polakiem” staje się za pomocą decyzji administracyjnej, wierność krwi przodków i dziedzictwu wieków zostaje zredukowana do marketingowego sloganu.
Kardynał Alfred Baudrillart ostrzegał przed taką postawą już w 1923 roku: „Sport, który miał być szkołą charakteru, stał się szkołą próżności i hedonizmu”. W świetle katolickiej nauki społecznej prawdziwy patriotyzm wyraża się nie w tańcach na parkiecie po zdobyciu punktów, lecz w gotowości do ofiary dla zachowania dziedzictwa przodków – nawet za cenę porażki sportowej. Dopóki tego nie zrozumiemy, będziemy skazani na kolejnych „Januszów Loydowskich” – efemerycznych idolów pustki.
Za artykułem:
Polski paszport za amerykański rzut. Jordan Loyd i fenomen koszykarskich transferów (tygodnikpowszechny.pl)
Data artykułu: 09.09.2025








