Portal Gość Niedzielny (16 sierpnia 2025) relacjonuje wystąpienie Wołodymyra Zełenskiego, w którym „prezydent” Ukrainy domaga się „trwałego pokoju” w negocjacjach z Rosją, przy wsparciu Donalda Trumpa i przywódców europejskich. Wzywa do zaostrzenia sankcji, uwolnienia jeńców oraz podkreśla, że żadne rozstrzygnięcia terytorialne nie mogą być podejmowane bez udziału Kijowa. W odpowiedzi szef MSZ Ukrainy Andrij Sybiha deklaruje „strategię pokoju poprzez siłę”. Artykuł ujawnia całkowite duchowe bankructwo współczesnych elit, budujących pokój na piasku świeckiego humanizmu.
Naturalistyczna utopia pokoju oderwanego od łaski
Już pierwsze zdania tekstu demaskują modernistyczną herezję: powtarzane jak mantra wezwanie do „trwałego pokoju” celowo pomija jedyne źródło prawdziwego pokoju – Chrystusa Króla. Papież Pius XI w encyklice Quas Primas wykładał niepodważalną prawdę: „Pokój Chrystusa w królestwie Chrystusa (Pax Christi in Regno Christi)”. Tymczasem Zełenski, Trump i europejscy „przywódcy” rozmawiają o „stosunkach międzynarodowych”, „presji gospodarczej” i „gwarancjach bezpieczeństwa”, jakby Bóg nie istniał. To żywcem wyjęte z modernistycznego podręcznika Katechizm dla dorosłych kardynała Liénarta, potępionego przez Święte Oficjum w 1948 r. za redukcję wiary do socjologii.
„Trzeba osiągnąć trwały pokój, a nie kolejną przerwę między rosyjskimi inwazjami” – stwierdza Zełenski.
Jakże wymowne jest to milczenie o stanie łaski! Żaden z cytowanych polityków nie wspomina o konieczności nawrócenia Rosji, zadośćuczynienia za grzechy czy modlitwy wynagradzającej. Tymczasem Sobór Watykański I w konstytucji Dei Filius przypomina: „Pokój dany jest ludziom dobrej woli (pax hominibus bonae voluntatis)”. Bez podporządkowania społeczeństw i narodów prawu Bożemu wszelkie „porozumienia” są farsą. To nie przypadek, że w całym artykule ani razu nie pada słowo „Bóg” – bo neo-kościół od 1958 roku wychował pokolenia wiernych na bałwochwalców demokracji.
Demokratyczny bałwan zamiast Chrystusa Wodza
Szokująca jest teologiczna naiwność, z jaką autorzy powtarzają slogany o „strategii pokoju poprzez siłę” i „jedności transatlantyckiej”. Już św. Augustyn w Państwie Bożym (Lib. XIX, cap. 13) tłumaczył: „Pokój niesprawiedliwych to nie pokój, lecz zmowa zbrodniarzy (pax impiorum non est pax, sed conspiratio sceleratorum)”. Tymczasem zarówno Zełenski, jak i wspierający go Trump i europejscy „przywódcy” reprezentują reżimy legalizujące sodomię, dzieciobójstwo prenatalne i kult gender. Jak mogą głosić pokój narody, które same wypowiedziały wojnę Bogu?
Artykuł bezkrytycznie powiela heretycką tezę, jakoby „wszystkie zagadnienia ważne dla Ukrainy musiały być omawiane z udziałem Kijowa”. Tymczasem Pius IX w Syllabus errorum (1864) potępił jako błąd zdanie: „Państwo jako źródło i początek ma wszystkie prawa” (prop. XXXIX). Leon XIII w Immortale Dei precyzuje: „Władza pochodzi od Boga, nie od ludu”. Kiedy więc czytamy o „priorytetach” Ukrainy czy „wzmacnianiu presji na Moskwę”, widzimy jedynie walkę dwóch masońskich frakcji o wpływy, nie zaś troskę o zbawienie dusz czy chwałę Bożą.
Teologia wyzwolenia w narodowych barwach
Retoryka „walki o wolność” i „odzyskiwania dzieci” to klasyczny przykład przejęcia marksistowskiej teologii wyzwolenia przez nacjonalistów. Gdy Sybiha pisze o „prawdziwym akcie humanizmu” Melanii Trump, dokonuje się najgorszy rodzaj confusio hierarchiarum – pomieszania porządku naturalnego z nadprzyrodzonym. Prawdziwym aktem miłosierdzia byłoby nawoływanie do publicznej pokuty i nawrócenia, jak czynił św. Jan Chrzciciel wobec Heroda.
„Putin musi zrozumieć konsekwencje przedłużania wojny. W przeszłości zbyt wiele razy kłamał” – grzmi szef MSZ Ukrainy.
To zdanie obnaża całkowitą amputację pojęcia grzechu pierworodnego w myśleniu współczesnych polityków. Gdyby autorzy znali choćby Psychologiję heretyków św. Roberta Bellarmina, wiedzieliby, że każdy człowiek – czy to Putin, Zełenski czy Trump – jest z natury kłamcą i zdrajcą (Rz 3,4), dopóki nie zostanie odkupiony przez Chrystusa. Budowanie pokoju na arbitrażu grzeszników to jak stawianie domu na ruchomych piaskach.
Milczenie o sądzie ostatecznym jako apostazja
Najcięższym oskarżeniem wobec artykułu jest całkowity brak eschatologicznej perspektywy. Gdzie jest napomnienie o czterech rzeczach ostatecznych: śmierci, sądzie, niebie i piekle? Kiedy Zełenski mówi o „zakończeniu zabijania”, nie dodaje – jak nakazywał św. Wincenty Ferreriusz – że prawdziwym mordercą jest szatan (J 8,44), a jedynym wyjściem jest pokuta. Gdy wspomina o „dzieciach uprowadzonych przez Rosję”, nie pamięta, że większym dramatem jest uprowadzanie dusz przez laicką edukację.
To odium veritatis – nienawiść prawdy – o której pisał już św. Tomasz z Akwinu (Summa II-II, q. 34). Autorzy, cytując pełne frazesów wypowiedzi polityków, świadomie pomijają nauczanie papieży o społecznej władzy Chrystusa. Gdyby chcieli być wierni doktrynie, musieliby zacytować Piusa IX: „Pokój może panować jedynie tam, gdzie panuje prawo Chrystusowe” (Qui pluribus), lub św. Ludwika Marii Grignion de Montfort: „Kiedy Maryja stanie się Królową serc, wtedy nastanie pokój”.
Koniec gry neo-kościoła
Omawiany tekst to nie tylko relacja polityczna. To dokument apostazji całego pokolenia wychowanego na posoborowym modernizmie. Kiedy czytamy o „szczerym zaangażowaniu” Melanii Trump czy „humanizmie” europejskich przywódców, widzimy triumf antropocentryzmu potępionego przez św. Piusa X w Pascendi. Kiedy zaś mowa o „współpracy sojuszników” – mamy do czynienia z praktycznym zastosowaniem herezji indyferentyzmu religijnego, przeciwko której występował Grzegorz XVI w Mirari vos.
Niech ta analiza będzie ostrzeżeniem dla katolików: pokój budowany bez Chrystusa Króla to farsa. Jak pisał św. Augustyn: „Człowiek nie może znaleźć pokoju ani w pracy, ani w rozrywkach, ani na tej ziemi, ani na morzu, ani w powietrzu – może go znaleźć tylko w Bogu”. Dopóki narody nie uznają publicznie władzy Najświętszego Serca Jezusa i Niepokalanego Serca Marji, wszelkie „rokowania pokojowe” pozostaną tylko przegrywkami masonerii.
Za artykułem:
Zełenski: potrzebny trwały pokój, a nie tylko przerwa między rosyjskimi inwazjami (gosc.pl)
Data artykułu: 16.08.2025