Filmowa fatamorgana: modernistyczne próby zawłaszczenia św. Andrzeja Boboli
Portal andrzejbobola.info (21 sierpnia 2025) relacjonuje nieznane epizody z historii kina dotyczące niezrealizowanego filmu o św. Andrzeju Boboli z 1939 roku. Wspomina zaangażowanie jezuitów, pisarzy Gałczyńskiego i Grzymały-Siedleckiego oraz planowaną superprodukcję z udziałem aktorskich gwiazd. Tekst kończy apelem o współczesną ekranizację życia męczennika.
Hagiografia czy spektakl? Zawłaszczenie świętości przez modernistyczne środki przekazu
„Znalazły się w nim sceny realistyczne, ale też oniryczne i symboliczne” – przyznaje autor, opisując scenariusz Gałczyńskiego. Już ten fakt demaskuje zdradę zasad katolickiej hagiografii, która wymagała przedstawiania świętych w ściśle określonych ramach doktrynalnych. Pius XI w konstytucji apostolskiej Divinus perfectionis Magister (1930) podkreślał, że kult świętych ma służyć adoracji Trójcy Świętej przez naśladowanie cnót, nie zaś artystycznym eksperymentom.
„Pomysł wyszedł od jezuitów” – czytamy.
Fakt ten nie dziwi, gdyż jak wskazywał św. Pius X w encyklice Pascendi Dominici Gregis (1907), zakon jezuitów już wówczas był zarażony zarazą modernizmu, co przejawiało się m.in. w próbach „uwspółcześniania” przekazu wiary. Użycie środków filmowych do prezentacji świętego męczennika stanowiło przejaw hermeneutyki ciągłości – metody potępionej przez całą tradycję katolicką, która nakazuje głosić Ewangelię non nova sed nove (nie nowe rzeczy, lecz w nowy sposób), ale zawsze w zgodzie z niezmienną doktryną.
Teologia krwi zredukowana do estetycznego spektaklu
Artykuł przemilcza kluczowy fakt: św. Andrzej Bobola nie jest „jednym z najbardziej popularnych polskich świętych”, jak twierdzi portal, lecz Patronem Polski z woli Piusa XI, który w bulli kanonizacyjnej (17 kwietnia 1938) nazwał go „niezwyciężonym bohaterem Chrystusa” (invictum Christi athlete). Brak jakiegokolwiek odniesienia do nadprzyrodzonego charakteru jego męczeństwa – śmierci poniesionej in odium fidei (z nienawiści do wiary) – sprowadza świadectwo krwi do waloru scenograficznego.
Współczesne próby ekranizacji nazwane „Duszochwat” czy „Terrorysta od Pana Boga” zdradzają tę samą modernistyczną mentalność: redukcję mysterium tremendum (straszliwej tajemnicy) do sensacyjnej narracji. Kardynał Alfredo Ottaviani w instrukcji Vigilanti Cura (1936) przestrzegał, że film religijny musi „prowadzić człowieka do Boga”, a nie epatować realizmem cierpienia. Tymczasem portal zachęca do tworzenia dzieł opartych na „materiale na scenariusz”, nie zaś na teologii Krzyża.
Milczenie jako oskarżenie: gdzie jest Triumf Kościoła nad herezją?
Najcięższym zarzutem wobec tekstu jest całkowite pominięcie kontekstu historycznego męczeństwa Boboli. Święty zginął z rąk kozaków w 1657 roku jako żertwa antykatolickiej nienawiści inspirowanej przez schizmatyckich prawosławnych, co Pius XI jednoznacznie podkreślił w homilii kanonizacyjnej. Współczesne próby filmowe – podobnie jak opisane przedwojenne – relatywizują wymiar doktrynalny konfliktu, sprowadzając go do „dziejów św. Andrzeja” pozbawionych teologicznej wymowy.
Kryje się za tym apostazja milczenia potępiona już przez Pius IX w Syllabus Errorum (1864): odmowa przyznania, że „Kościół ma prawo wymagać, by państwa układały się według jego przykazań” (teza 39). Scenariusz z 1939 roku – tworzony w przededniu kataklizmu wojennego – stał się proroczą metaforą: gdy kościół posoborowy porzuca misję nawracania heretyków, zastępując ją dialogiem, wówczas nawet męczennicy stają się jedynie bohaterami „historycznych superprodukcji”.
Za artykułem:
W 1939 r. miała powstać filmowa superprodukcja o św. Andrzeju Boboli (ekai.pl)
Data artykułu: 21.08.2025