Portal Więź.pl (9 września 2025) przedstawia apologetyczny portret argentyńskiej pianistki Marthy Argerich, gloryfikując jej „autentyczność” i „bunt” przeciw tradycyjnym kanonom interpretacji muzycznej. Wychwala się tu przede wszystkim jej „żywiołowość”, „nieprzewidywalność” oraz incydent z 1980 roku, gdy opuściła jury Konkursu Chopinowskiego w proteście przeciw eliminacji Ivo Pogorelicia. Artykuł całkowicie pomija problem moralnej i duchowej funkcji sztuki, redukując muzykę do subiektywnej ekspresji oderwanej od transcendentnego porządku.
Fałszywa koncepcja „autentyczności” jako usprawiedliwienie anarchii artystycznej
„W jej nagraniach odnajdujemy gotowość do ryzyka i przekonanie, że muzyka to nie muzealny eksponat, lecz pulsująca materia” – pisze autor, ujawniając modernistyczne przesiąknięcie duchem aggiornamento. Ta retoryka jest dokładnym odzwierciedleniem błędów potępionych w dekrecie Lamentabili sane exitu Świętego Oficjum z 1907 roku, który ostrzegał przed relatywizacją prawd objawionych poprzez „ewolucję świadomości” (pkt 54). Gdy Argerich traktuje partytury Beethovena czy Chopina jako „żywą materię” podlegającą dowolnym przeobrażeniom, dokonuje tej samej profanacji, jaką moderniści czynią z depozytem wiary.
„Argerich nie traktuje partytury jako świętej, niepodważalnej instrukcji – dla niej muzyka to żywy organizm, który można przeobrażać zgodnie z osobowością wykonawcy”.
W świetle katolickiej nauki o sztuce wyrażonej w encyklice Musicae Sacrae Piusa XII (1955), takie stanowisko jest duchowym wandalizmem. Muzyka jako ars sacra ma prowadzić duszę do kontemplacji wiecznego porządku, nie zaś stać się medium dla ego artysty. Gloryfikacja „własnej prawdy wykonawcy” to nic innego jak kult jednostki w czystej postaci – herezja potępiona już w Syllabusie Piusa IX (pkt 39: „Państwo jako źródło wszelkich praw posiada pewne prawo nieograniczone żadnymi granicami”).
Demoniczna wolność vs posłuszeństwo prawdzie
Autor bezkrytycznie przyjmuje narrację o rzekomej „artystycznej odwadze” pianistki, pomijając całkowicie kwestię odpowiedzialności przed wiecznością. Kiedy czytamy: „Jej muzyka nie tylko porusza emocje, ale też uczy artystycznej odwagi i wolności wyrazu”, stajemy wobec jałowej parodii prawdziwej wolności, o której św. Augustyn pisał: „Libertas est in veritate servitus” (Prawdziwa wolność jest służbą prawdzie).
Incydent z Pogoreliciem w 1980 roku – przedstawiany jako chwalebny akt nonkonformizmu – w rzeczywistości odsłania duchową nicość relatywizmu. Gdy Argerich nazywa ekscentrycznego pianistę „geniuszem” wbrew ocenie jury, działa dokładnie według logiki potępionej w Quas Primas Piusa XI: „Gdy Boga i Jezusa Chrystusa usunięto z praw i z państw (…), zburzone zostały fundamenty pod tąż władzą”. W dziedzinie sztuki oznacza to odrzucenie obiektywnych kanonów piękna na rzecz subiektywnego widzimisię.
Milczenie o sacrum jako najcięższe oskarżenie
Najjaskrawszym przejawem apostazji intelektualnej w tym artykule jest całkowite pominięcie religijnego wymiaru twórczości kompozytorów przywoływanych przez Argerich. Gdy mowa o Bachu, nie pada ani słowo o jego dewizie Soli Deo Gloria; gdy cytuje się Beethovena, nie wspomina się o jego Missa Solemnis; gdy wychwala Chopina, przemilcza się jego głęboką katolicką duchowość.
To celowe odcięcie sztuki od jej nadprzyrodzonego źródła jest symptomatyczne dla całej posoborowej kultury. Jak ostrzegał św. Pius X w Pascendi Dominici gregis: „Moderniści sprowadzają religię do czystej emocjonalności, pozbawiając ją intelektualnych i moralnych fundamentów”. Artykuł o Argerich wpisuje się w tę logikę, przemieniając muzykę w narzędzie autoekspresji zamiast środka ascetycznego doskonalenia.
Technika jako bożyszcze zamiast narzędzia
Wychwalanie „błyskotliwej techniki” argentyńskiej pianistki bez odniesienia do celu, jakiemu powinna służyć, odsłania kolejny modernistyczny fetysz. Kiedy autor pisze: „Argerich słynie z błyskotliwej techniki, ale nie dla samej popisowości: szybkość, dynamika, gwałtowne kontrasty służą wydobyciu prawdy emocjonalnej utworu”, powiela błąd potępiony przez Leona XIII w Libertas Praestantissimum: absolutyzację środków nad celem.
W tradycyjnej katolickiej wizji sztuki, technika zawsze pozostaje ancilla veritatis (służką prawdy). Tymczasem u Argerich – jak wynika z opisu – staje się ona celem samym w sobie, choć ukrytym pod płaszczykiem „prawdy emocjonalnej”. To klasyczny przykład tego, co św. Pius X nazywał w Lamentabili „wynoszeniem ludzkich umiejętności ponad Objawienie” (pkt 58).
Kult nieprzewidywalności jako przejaw ducha protestanckiego
Chwalenie „nieprzewidywalności” artystki („Argerich ma w sobie pewien rys nieprzewidywalności. Często wycofuje się z zaplanowanych recitali solowych”) odsłania głębszy problem mentalności posoborowej: pogardę dla stałości i wierności zobowiązaniom. Jak wskazywał Pius XI w Mortalium Animos, duch protestancki zawsze preferował subiektywne „natchnienie” ponad obiektywną dyscypliną.
W świecie, gdzie nawet papieże łamią Tradycję, kaprys artysty staje się nowym dogmatem. To dokładnie ten sam błąd, który Pius IX potępiał w Syllabusie (pkt 15): iluzję, że „każdy człowiek jest wolny w przyjmowaniu i wyznawaniu tej religii, którą uzna za prawdziwą”. Przeniesiony na grunt sztuki, prowadzi do artystycznej anarchii.
Zakończenie: Muzyka bez Boga jest tylko hałasem
Apoteoza Marthy Argerich w Więź.pl to symptom głębszej duchowej choroby trawiącej posoborowy świat. Gdy sztuka zostaje oderwana od swego nadprzyrodzonego celu – prowadzenia dusz do Boga – degeneruje się w narcyzm lub polityczną propagandę. Brakiem odniesień do sacrum artykuł ten zdradza swój prawdziwy charakter: jest hołdem złożonym humanistycznej herezji, która człowieka stawia w centrum kosmosu.
Jak pisał św. Augustyn: „Amor Dei usque ad contemptum sui, amor sui usque ad contemptum Dei” (Miłość Boga aż do pogardy siebie, miłość siebie aż do pogardy Boga). W przypadku Argerich i jej apologetów mamy do czynienia z tym drugim przypadkiem – kultem artystycznego ego, które w imię „wolności” odrzuca wszelkie zobowiązania wobec transcendentnego porządku. W obliczu wieczności taka postawa jest nie tylko błędem artystycznym, ale duchowym samobójstwem.
Za artykułem:
Martha Argerich i autentyczność, która zachwyca (wiez.pl)
Data artykułu: