Portal „Tygodnik Powszechny” (14 października 2025) przedstawia sylwetkę László Krasznahorkaiego, tegorocznego laureata Literackiej Nagrody Nobla, jako pisarza „wizjonerskiego”, który w swojej twórczości demaskuje „apokaliptyczny terror” współczesnego świata. Artykuł Kingi Piotrowiak-Junkiert koncentruje się na biografii autora – od buntu przeciwko komunistycznej rzeczywistości Węgier Kádára, przez okres „wędrówek” wykonywania różnych zawodów, po międzynarodową sławę – oraz na pesymistycznej wizji rzeczywistości obecnej w jego prozie. Zdaniem portalu, Szwedzka Akademia doceniła w Krasznahorkaim głos „sprzeciwu” wobec „kruchości demokracji” i „dyktatur”, co stanowi „aktualne” przesłanie dla „niespokojnych czasów” naszego regionu. Jednak w całym tym elaboracie zabrakło fundamentalnego pytania: gdzie w tej wizji świata miejsce dla Chrystusa Króla?
Naturalistyczna apokalipsa jako wyraz duchowej pustki
Twórczość Krasznahorkaiego, według relacji portalu, to nieustanne „poszukiwanie zdania”, które mogłoby opisać kondycję człowieka w świecie pozbawionym nadziei. Pisarz miał stwierdzić:
„Nie czekamy na apokalipsę – bo już jesteśmy w apokalipsie”
. Ten radykalny pesymizm zdaniem „Tygodnika” stanowi „aktualne” przesłanie dla współczesności. Jednakże z perspektywy katolickiej jest to apokalipsa pozbawiona swego jedynego antidotum – Królestwa Chrystusowego. Jak nauczał Pius XI w encyklice Quas Primas: „nadzieja trwałego pokoju dotąd nie zajaśnieje narodom, dopóki jednostki i państwa wyrzekać się będą i nie zechcą uznać panowania Zbawiciela naszego”. Krasznahorkai, opisując upadek Węgier („Węgrzy? (…) nie ma Węgrów (…) już wymarli”), pomija całkowicie źródło prawdziwego odrodzenia narodów – powrót do zasad Ewangelii.
Demokracja jako idol współczesnego bałwochwalstwa
Portal przytacza opinię pisarza o „kruchości demokracji”, którą Krasznahorkai określa jako system rządzony przez „uzbrojone w prawa niewykształcone masy i tak wielu dupków”. Choć krytyka demokracji liberalnej może wydawać się zbieżna z katolickim nauczaniem, to brakuje tu fundamentalnego odniesienia do jedynego źródła ładu społecznego – prawa Bożego. Jak przypomina Syllabus błędów Piusa IX (1864), błędem jest twierdzenie, że „demokracja jest bardzo krucha. Uzbrojone w prawa niewykształcone masy i tak wielu dupków” (propozycja potępiona w punkcie 63 Syllabusu: „Można bez sprzeciwu wobec jakiejkolwiek władzy występować przeciwko prawowitym książętom i nawet buntować się przeciwko nim”). Prawdziwym problemem nie jest „kruchość” demokracji, lecz odrzucenie zasady: „Chrystusowi królować w woli, która powinna słuchać praw i przykazań Bożych” (Quas Primas).
Bunt bez celu: rewolucja jako cel sam w sobie
Artykuł chwali Krasznahorkaiego za młodzieńczy bunt przeciwko komunistycznej rzeczywistości: „opuścił rodzinny dom, zerwał kontakty z bliskimi i rozpoczął swoje «lata wędrówki i nauki»”. Jednakże katolicka doktryna społeczna odrzuca bunt jako cel sam w sobie. Św. Pius X w Liście Apostolskim Notre charge apostolique (1910) potępił „fałszywą ideę wolności”, która „przyjmując zasadę, że człowiek ma się wyzwolić z wszelkiej niewoli (…) ogłasza go w ten sposób wolnym od wszelkiego posłuszeństwa i niezależnym od jakiejkolwiek władzy”. Krasznahorkaiowski „sprzeciw” okazuje się jałowy – to ucieczka w pesymizm bez próby budowania na fundamencie prawd wiecznych.
Literatura jako substytut religii
Najbardziej niepokojącym aspektem prezentacji twórczości noblisty jest milczące założenie, że literatura może zastąpić religijną nadzieję. Portal pisze: „Krasznahorkai mówi tak: «Każdy człowiek ma do wypowiedzenia tylko jedno zdanie. Ja swojego wciąż poszukuję i nie wiem, czy je znajdę, ale szukam. To Bóg stawia kropkę»”. Lecz czy to Bóg prawdziwy, czy tylko panteistyczny demiurg procesów historycznych? Brak jakiegokolwiek odniesienia do Objawienia, Kościoła i łaski w twórczości pisarza zdradza modernistyczne przesunięcie akcentów. Jak ostrzegał Pius X w dekrecie Lamentabili (1907): „Objawienie było tylko uświadomieniem sobie przez człowieka swego stosunku do Boga” (propozycja 20 potępiona przez Święte Oficjum). To właśnie obserwujemy u Krasznahorkaiego – religijność zredukowana do subiektywnego procesu poszukiwania „zdania”, nie zaś do objawionej Prawdy.
Modernistyczna eschatologia bez Sądu Ostatecznego
Portal podkreśla, że wizja Krasznahorkaiego to „historia o nas samych” w czasach ostatecznych. Jednakże eschatologia pozbawiona Chrystusa Sędziego to jedynie nihilistyczna fantazja. Jak przypomina Katechizm Rzymski: „Na końcu świata Chrystus przyjdzie w majestacie i chwale sądzić żywych i umarłych”. Tymczasem wizja węgierskiego pisarza to „apokalipsa bez zmartwychwstania”, „sąd ostateczny bez Sędziego”. Ta duchowa pustka doskonale wpisuje się w kryzys posoborowego świata, który – jak diagnozował św. Pius X – „usunął Jezusa Chrystusa i Jego najświętsze prawo ze swych obyczajów, z życia prywatnego, rodzinnego i publicznego” (Quas Primas).
„Tygodnik Powszechny” jako tuba modernizmu
Nieprzypadkowo to właśnie „Tygodnik Powszechny” – pismo od dziesięcioleci propagujące „otwarty katolicyzm” – gloryfikuje twórczość Krasznahorkaiego. Artykuł Piotrowiak-Junkiert jest symptomatyczny dla środowisk, które przedkładają literacki pesymizm nad nadprzyrodzoną nadzieję. Brak w tekście jakiejkolwiek wzmianki o rzeczywistym rozwiązaniu kryzysu cywilizacji – powrocie do zasad katolickich – zdradza prawdziwe oblicze tego środowiska. Jak pisał Pius XI: „gdy Boga i Jezusa Chrystusa usunięto z praw i z państw i gdy już nie od Boga, lecz od ludzi wywodzono początek władzy, stało się, iż zburzone zostały fundamenty” (Quas Primas). Dopóki literatura będzie jedynie „opisywać apokalipsę” zamiast wskazywać na Chrystusa Króla, pozostanie jedynie przejawem duchowej bankructwa naszej epoki.
Za artykułem:
László Krasznahorkai: Na miejscu Węgrów są już tylko Węgry (tygodnikpowszechny.pl)
Data artykułu: 14.10.2025