Portal Gość Niedzielny relacjonuje doniesienia „Wall Street Journal” o rzekomym „sukcesie” mediacji Donalda Trumpa pomiędzy Izraelem a Hamasem. Według gazety, „presja na Hamas zadziałała”, zaś europejscy sojusznicy Ukrainy mają nadzieję, że prezydent USA „zwiększy naciski na Rosję i zmusi Władimira Putina do negocjacji”. Tekst opisuje różnice między konfliktami na Bliskim Wschodzie i w Europie, podkreślając rolę Chin jako „głównego gospodarczego i politycznego koła ratunkowego Rosji”, oraz wspomina o oczekiwaniach wobec Trumpa dotyczących „wznowienia działań dyplomatycznych”. Cała narracja sprowadza się do świeckiej idolatrii politycznego pragmatyzmu, gdzie pojęcia sprawiedliwości, prawa naturalnego i moralnej oceny wojny zostały zastąpione kalkulacjami siły i gospodarczych interesów.
Redukcja moralności do kategorii politycznego pragmatyzmu
Artykuł całkowicie pomija podstawowe zasady katolickiej nauki o wojnie sprawiedliwej, sprowadzonej tu do technokratycznych rozważań o „dominujących siłach militarnych” i „globalnych potęgach”. Bellum iustum (wojna sprawiedliwa) – jak przypominał św. Augustyn w „Państwie Bożym” – wymaga m.in. słusznej przyczyny (np. odparcie niesprowokowanej agresji), właściwej intencji (przywrócenie pokoju) oraz proporcjonalności środków. Tymczasem tekst traktuje konflikty w Ukrainie i Strefie Gazy jako równorzędne „przedsięwzięcia polityczne”, gdzie Izrael „udowodnił swoją dominację”, zaś Rosja pozostaje „potęgą nuklearną”. Brakuje jakiejkolwiek refleksji, że wojna – jako skutek grzechu pierworodnego – wymaga przede wszystkim oceny moralnej, nie zaś geopolitycznej gry.
„Teraz Europejczycy mają nadzieję, że prezydent powtórzy ten sukces, doprowadzając do końca wojnę w Ukrainie” – powtarza za „WSJ” portal, utrwalając błędne przeświadczenie, jakoby pokój był wyłącznie produktem negocjacji między mocarstwami. Tymczasem Pius XI w encyklice Quas Primas nauczał: „Pokój Chrystusa w Królestwie Chrystusowym. Nie ma bowiem nadziei trwałego pokoju między narodami, dopóki jednostki i państwa wyrzekać się będą i nie zechcą uznać panowania Zbawiciela naszego”.
Kult siły jako substytut porządku moralnego
Autorzy bezkrytycznie przyjmują logikę „nacisków” jako uniwersalnego remedium na konflikty. „W ocenie dziennika Trump wciąż nie wywarł wystarczająco silnych nacisków na Putinie” – czytamy, co sugeruje, że problemem nie jest sama niesprawiedliwa agresja, lecz jedynie niewystarczająco efektywna presja ekonomiczna. To jawny przejaw naturalizmu w polityce, potępionego już przez Piusa IX w Syllabusie błędów: „Państwo jako źródło wszelkich praw posiada władzę nieograniczoną” (błąd 39). Kościół zawsze nauczał, że władza polityczna pochodzi od Boga (Rz 13,1) i musi respektować Jego prawo – tu zaś mamy do czynienia z mitem wszechmocnego państwa, które sankcjami „załatwi” problem wojny.
Milczenie o głównych sprawcach konfliktu: apostazji narodów i odrzuceniu Królestwa Chrystusowego
Najcięższym zarzutem wobec tekstu jest całkowite pominięcie duchowych przyczyn wojen. Jak przypominał św. Alfons Liguori: „Wojny są karą za publiczne grzechy narodów”. Kodeks Prawa Kanonicznego z 1917 r. (kan. 188.4) stanowi, że urzędy stają się nieważne ipso facto przez publiczne odstępstwo od wiary. Tymczasem zarówno Rosja (od rewolucji bolszewickiej), jak i współczesne państwa Zachodu (legalizujące aborcję, „małżeństwa” homoseksualne, bluźnierczą sztukę) są pogrążone w formalnej apostazji. Artykuł nie wspomina, że żadne „porozumienia pokojowe” nie zatrzymają kary Bożej, dopóki narody nie powrócą do publicznego uznania władzy Chrystusa Króla.
Podobnie modernistyczny jest fragment o Chinach: „rosnące uzależnienie Rosji od Chin oznacza, że Pekin mógłby odegrać produktywną rolę w nakłonieniu Putina do zawarcia porozumienia pokojowego”. To kuriozalne w świetle faktu, że Chiny pozostają państwem oficjalnie ateistycznym, prześladującym katolików wiernych Magisterium, promującym aborcję i łamiącym prawa naturalne na masową skalę. Jak może „produktywną rolę” odegrać reżym, który – według Piusa XI – jest „ohydą spustoszenia” w sferze moralnej?
Fałszywy mesjanizm Trumpa vs. prawdziwy Król Pokoju
Tekst tworzy niebezpieczną narrację o Trumpie jako „pośredniku pokoju”, podczas gdy żaden polityk nie może zastąpić Chrystusa – jedynego „Księcia Pokoju” (Iz 9,5). To echo modernizmu potępionego w dekrecie Lamentabili Piusa X (1907), który odrzucał pogląd, że „Chrystus nie ogłosił żadnej określonej nauki, stosownej dla wszystkich czasów”. W rzeczywistości, jak nauczał Leon XIII w Immortale Dei, „Kościół (…) podaje ludziom (…) zbawienne prawdy i zasady, z których czerpać należy pouczenie nie tylko o rzeczach duchowych, ale i o sprawach politycznych”. Pokój bez Chrystusa Króla jest iluzją – czego dowodzą kolejne „układy pokojowe” XX wieku, od Traktatu Wersalskiego po Porozumienia z Dayton.
W świetle katolickiej doktryny, analizowany artykuł stanowi klasyczny przykład świeckiego millenaryzmu – wiary, że ludzkie zabiegi dyplomatyczne mogą zastąpić Królestwo Boże. Jak ostrzegał św. Pius X w Pascendi dominici gregis, moderniści redukują religię do „uczucia”, a politykę – do „kalkulacji sił”. Dopóki narody nie uznają publicznie władzy Chrystusa Króla, wszelkie „pokojowe inicjatywy” będą jedynie przerywnikami między kolejnymi wojnami – bo „bez Mnie nic nie możecie uczynić” (J 15,5).
Za artykułem:
USA/ "WSJ": presja na Hamas zadziałała (gosc.pl)
Data artykułu: 14.10.2025