Portal Opoka (16 października 2025) informuje o zatwierdzeniu przez amerykańską Agencję ds. Żywności i Leków (FDA) generycznej wersji mifepristonu – środka poronnego odpowiadającego za 63% aborcji w USA. Autorka Carmel Richardson wskazuje na hipokryzję administracji Donalda Trumpa i wiceprezydenta J.D. Vance’a, którzy mimo deklaracji „pro-life” faktycznie poszerzają dostęp do dzieciobójstwa. Artykuł pomija jednak absolutny imperatyw katolickiej nauki: każda współpraca z aborcją to dobrowolne uczestnictwo w morderstwie.
Polityczny pragmatyzm versus nienaruszalne prawo Boże
„Sam Trump jest jedynie okazjonalnie pro-life; Vance, pomimo swojego katolicyzmu, wydaje się niemal chętny do liberalizacji leku poronnego”
To zdanie demaskuje istotę problemu: współczesny „katolicyzm” to farsa pozbawiona metafizycznych fundamentów. Vance, określany jako „katolik”, otwarcie popiera zbrodnię aborcji, co czyni go jawnym heretykiem. Św. Robert Bellarmin w De Romano Pontifice precyzuje: „Jawny heretyk nie może być członkiem Kościoła, a tym bardziej piastować jakiejkolwiek godności”. Kanon 188.4 Kodeksu Prawa Kanonicznego (1917) stanowi zaś, że urząd kościelny traci ważność ipso facto przez publiczne odstępstwo od wiary – czego dowodzi aprobata dla dzieciobójstwa.
Mifepriston: narzędzie Lucyfera w służbie kultury śmierci
Richardson słusznie podkreśla, że mifepriston „nie leczy, ale zabija dzieci i szkodzi kobietom”. Lek ten stanowi bezpośrednie pogwałcenie V przykazania Dekalogu oraz encykliki Casti connubii Piusa XI, która potępia aborcję jako „zbrodnię podlegającą najcięższej karze”. Tymczasem FDA, kierując się logiką zysku, lekceważy zarówno życie nienarodzonych, jak i zdrowie kobiet – co Pius XI w Quas primas nazwałby „odrzuceniem królewskiej władzy Chrystusa nad społeczeństwami”.
„Wolność wyboru” jako współczesne bałwochwalstwo
„Nie, gdy chodzi o inne życie ludzkie, wybór nie należy do żadnej drugiej osoby”
Ten fragment artykułu uderza w sedno, lecz nie sięga do teologicznych korzeni zła. Hasło „pro-choice” to współczesna forma kultu Molocha, usankcjonowana przez herezję wolności religijnej potępioną w Syllabusie błędów Piusa IX (punkty 15-18, 77-79). Sobór Watykański II w Dignitatis humanae zradykalizował ten błąd, głosząc prawo do publicznego wyznawania fałszywej religii – co bezpośrednio prowadzi do akceptacji „prawa” do morderstwa nienarodzonych.
Milczenie neo-kościoła: współudział w apostazji
Najjaskrawszą luką w analizie Richardson jest brak oceny postawy struktur posoborowych. Gdy administracja Trumpa aprobuje aborcję, „biskupi” USA nie ogłaszają ekskomunik, nie wzywają do publicznej pokuty – przeciwnie, wielu z nich (np. „kardynał” Gregory) otwarcie popiera „politykę zdrowia reprodukcyjnego”. To dowodzi, że sekta posoborowa porzuciła depositum fidei, przyjmując zasady rewolucji francuskiej zamiast Królestwa Chrystusa.
Konsekwencje doktrynalne: katolik nie może być „okazjonalnie pro-life”
Podsumowując: zatwierdzenie mifepristonu przez FDA to nie tylko polityczna zdrada, ale akt apostazji. Katolik nie może „okazjonalnie” sprzeciwiać się aborcji – jak Trump czy Vance – gdyż „kto by jedno tylko z tych przykazań choćby najmniejszych przekroczył i tak ludzi nauczał, ten będzie najmniejszy w królestwie niebieskiem” (Mt 5,19). Pius XII w przemówieniu do położników (1951) przypominał: „Niewinny żywot jest święty i nietykalny w każdej chwili swego rozwoju”.
Artykuł Richardson, choć słusznie piętnuje hipokryzję polityków, nie wyciąga wniosków teologicznych: świat, który odrzuca Królestwo Chrystusa, skazany jest na barbarzyństwo. Jedynym remedium jest powrót do Societas Christiana – gdzie prawo cywilne całkowicie podporządkowuje się prawu Bożemu, a odstępcy od wiary są wykluczeni z życia publicznego.
Za artykułem:
Maski opadają: administracja Trumpa zatwierdziła kolejny środek aborcyjny (opoka.org.pl)
Data artykułu: 16.10.2025