Konkurs Chopinowski jako symptom upadku kultury w epoce modernistycznej dezintegracji
Portal Tygodnik Powszechny (17 października 2025) relacjonuje wyniki III etapu 19. Międzynarodowego Konkursu Chopinowskiego, przedstawiając eliminację Erica Guo – zwycięzcy edycji na instrumentach historycznych – jako przykład arbitralności współczesnych mechanizmów oceny sztuki. Autor, Jakub Puchalski, wskazuje na systemową przypadkowość jurorskich werdyktów („loteria”), zawężenie skali ocen (20-25 punktów) uniemożliwiające realną weryfikację poziomu oraz deficyt panowania nad instrumentem u większości uczestników. Do finału awansował m.in. Vincent Ong, który po „całkowicie szkolnym I etapie” przedstawił interpretację Sonaty h-moll z „nie lada pięknym Largo” (przy mazurkach ocenianych jako słabe), podczas gdy odrzucony Guo prezentował – zdaniem recenzenta – jeden z najlepiej kontrolowanych zestawów mazurkowych. Artykuł kończy retorycznym pytaniem o cel istnienia Konkursu w obecnej formie.
Estetyczny relatywizm jako przejaw modernistycznej choroby duszy
Opisywana „loteryjność” konkursowych wyników stanowi doskonałą paralelę dla kryzysu obiektywnych kryteriów w kulturze współczesnej. Gdy jurorzy zawężają skalę ocen do 20-25 punktów – jak zauważa autor – „z szerokiej 25-punktowej skali robi się wąska, dająca bardzo podobne wyniki skala 5-punktowa”. To dokładne odzwierciedlenie zasady aequalitas in infimo (równości w przeciętności), o której pisał Platon w „Państwie”, potępiając demokratyczne zrównywanie wartości pozornych z rzeczywistymi. W świecie pozbawionym hierarchii prawdy – co Pius X potępił w encyklice Pascendi Dominici gregis jako „wynaturzenie filozoficzne” – oceny artystyczne muszą stać się arbitralne, gdyż brakuje im fundamentu w transcendentalnym porządku piękna.
„Nie było chyba ani jednego zestawu [mazurków], który odznaczałby się tanecznym pulsem. Największym osiągnięciem była metryczna adekwatność, z reguły z mniej lub bardziej płaską frazą” – konstatuje recenzent.
Ten fakt demaskuje głębszy problem: wykonawcy traktują muzykę Chopina jako materiał do subiektywnych eksperymentów, nie zaś jako obiektywną strukturę wymagającą posłuszeństwa wobec kompozytorskiej intencji. Jak pisał św. Robert Bellarmin w traktacie De arte bene moriendi: „Sztuka prawdziwa jest służebnicą Bożej chwały, a nie teatrem ludzkiej próżności”. Tymczasem współcześni pianiści – pozbawieni formacji w klasycznej paidei – podchodzą do mazurków z „przesadną dezynwolturą”, co stanowi muzyczny odpowiednik protestanckiego libre examen potępionego przez Sobór Trydencki.
Techniczna nieudolność jako owoc dekadenckiej pedagogiki
Autor diagnozuje „jeden z większych deficytów młodych pianistów” – brak pełnego panowania nad instrumentem. Wskazuje, że tylko Kevin Chen i odrzucony Eric Guo prezentowali poziom rzeczywistej wirtuozerii, podczas gdy inni „dają się nieść fortepianowi, podążając za brzmieniem, które z niego wydobywa, a nie kształtując je według własnych założeń”. Ten upadek rzemiosła ma swe źródło w modernistycznej edukacji, która – zgodnie z tezami potępionymi w Syllabusie Piusa IX (1864) – odrzuca tradycyjne metody kształcenia na rzecz eksperymentalnych „nowatorskich” systemów.
Jak zauważa recenzent: „Reszta [pianistów] daje się nieść fortepianowi […] To jest ten moment, w którym wracamy do poziomu szkoły – artyści nie w pełni panują nad swoim narzędziem”. To symptomatyczne dla pokolenia wychowanego w kulturowym klimacie posoborowym, gdzie – jak pisał kard. Alfredo Ottaviani w „Interventiones” – „zanik dyscypliny prowadzi do anarchii ducha, która uderza w samo serce cywilizacji”.
Fałszywy ekumenizm w kulturze: odrzucenie autorytetu tradycji
Eliminacja Erica Guo – specjalisty od historycznych praktyk wykonawczych – przez jury kierujące się współczesnymi standardami, stanowi muzyczny odpowiednik herezji antytrydenckiej. Gdy recenzent pisze: „jeżeli Guo gorzej oceniany był za styl chopinowski, byłoby logiczne, żeby przynajmniej niektórzy jurorzy założyli, że być może ma on pojęcie o Chopinie większe od nich samych”, ujawnia się zasadniczy konflikt: modernistyczne odrzucenie autorytetu tradycji na rzecz subiektywnego „ducha czasu”.
To echo błędów potępionych w dekrecie Świętego Oficjum Lamentabili sane exitu (1907), gdzie potępiono tezę, że „dogmaty, sakramenty i hierarchia […] są tylko sposobem wyjaśnienia i etapem ewolucji świadomości chrześcijańskiej” (pkt 54). W muzycznej praktyce oznacza to odrzucenie historycznej wierności na rzecz „twórczego rozwinięcia”, które w rzeczywistości jest dewastacją dzieła.
Kryzys celu: kultura bez transcendencji
Retoryczne pytanie autora: „dla kogo jest Konkurs Chopinowski” – odsłania najgłębszą ranę współczesnej kultury: utratę finis ultimus (celu ostatecznego). W świecie, gdzie – jak uczył Pius XI w Quas Primas – „usunięto Jezusa Chrystusa i Jego najświętsze prawo ze swych obyczajów, z życia prywatnego, rodzinnego i publicznego”, sztuka staje się areną ludzkiej próżności, nie zaś drogą do transcendencji.
Fakt, że jedynym kryterium oceny stała się „ciekawa interpretacja” (jak w przypadku Vincenta Onga), podczas gdy techniczna doskonałość i wierność tradycji są marginalizowane, potwierdza diagnozę Piusa X z motu proprio Tra le sollecitudini (1903): „Muzyka kościelna musi przede wszystkim posiadać w wysokim stopniu właściwości liturgiczne […] Świętość jest więc jej pierwszym i nieodzownym przymiotem, wypływającym z samej jej istoty”. Choć Chopin nie komponował muzyki liturgicznej, jego twórczość wyrasta z tego samego ducha – czego pozbawiona jest współczesna praktyka konkursowa.
Duchowa pustka w sali koncertowej
Najwymowniejszym zarzutem wobec opisywanych występów jest ich duchowa płaskość. Gdy recenzent notuje: „Kevin Chen pokazał […] cudownie różnicując jej środkową cząstkę, sostenuto. To zapowiada, co może nam dać w przyszłości, gdy będzie miał więcej, niż 20 lat”, ujawnia się tragiczna prawda: nawet najzdolniejsi wykonawcy są produktami systemu, który nie kształci homo integer (człowieka integralnego), lecz wirtuozów techniki pozbawionych duchowej głębi.
W świecie, gdzie – jak pisał Léon Bloy – „jedyną prawdziwą rozpaczą jest brak świętości”, konkurs muzyczny staje się jedynie „wielką godziną radości i kibicowania” (jak wcześniej określił to Puchalski), czyli rozrywką, nie zaś drogą do kontemplacji Piękna wiecznego. W tej perspektywie Konkurs Chopinowski – choć nazywany „globalną imprezą” – jest jedynie smutnym świadectwem kultury, która utraciła swą duszę.
Za artykułem:
Po rozczarowującym III etapie czas na finał Konkursu Chopinowskiego (tygodnikpowszechny.pl)
Data artykułu: 17.10.2025







