Portal ekai.pl relacjonuje uroczystości rocznicowe śmierci kard. Augusta Hlonda (1881-1948), przedstawiając go jako wzór „obrońcy prawdy, rodziny, narodu, wiary i Kościoła”. Artykuł kreśli hagiograficzny obraz „duchowości na wskroś chrystocentrycznej” połączonej z rzekomo głęboką „maryjnością”, zestawiając Hlonda z bł. kard. Stefanem Wyszyńskim i „św.” Janem Pawłem II jako kontynuatorami tego samego nurtu. W rzeczywistości mamy do czynienia z próbą stworzenia pseudohistorycznej ciągłości pomiędzy przedsoborową hierarchią a posoborowymi apostatami, co stanowi klasyczny przykład modernistycznej hermeneutyki ciągłości.
Mit „trzech wielkich” jako narzędzie posoborowej fałszywej jedności
„tryptyk wielkich postaci tamtego okresu w naszym kraju – czyli sługa Boży kard. August Hlond, bł. kard. Stefan Wyszyński i św. Jan Paweł II – mają w swych duchowych biografiach wspólny mianownik. Jest nim głębokie nabożeństwo ku czci Matki Bożej”
To zestawienie jest teologicznym absurdem i historycznym fałszerstwem. Kard. Hlond zmarł w 1948 roku, gdy Kościół Katolicki jeszcze formalnie istniał, podczas gdy Wyszyński i Wojtyła stali się filarami Novus Ordo. Jak zauważył Marcel Lefebvre w Listach do przyjaciół: „Ci, którzy w 1960 współpracowali z modernistami, stali się ich pierwszymi ofiarami”. Wyszyński podpisał porozumienie z komunistami w 1950 roku, godząc się na prześladowania katolików wiernych Rzymowi, zaś Wojtyła uczestniczył w soborowej rewolucji liturgicznej.
Marjowy kult czy mariawicka deformacja?
Artykuł przemilcza fakt, że tzw. „nabożeństwo marjowe” Hlonda nosiło znamiona emocjonalnej dewocji, sprzyjającej późniejszym posoborowym wypaczeniom. Prawdziwa pobożność maryjna wyraża się przez cultus latriae (cześć uwielbienia) względem Boga i cultus duliae (cześć względem świętych), a nie przez sentymentalne „pielgrzymowanie z nadzieją”. Pius XII w encyklice Ad Caeli Reginam (1954) ostrzegał przed redukcją kultu Marji do „pobożnego dodatku” oderwanego od doktryny.
Polityczny konformizm podszyty naiwnością
Twierdzenie, że Hlond „nie bał się bronić prawdy” jest historycznym kłamstwem. Jego słynne przemówienie z 1936 roku o „panowaniu żydowskim” w życiu publicznym zostało natychmiast zmitygowane pod naciskiem środowisk liberalnych. Podczas gdy katoliccy narodowcy domagali się konkretnych rozwiązań prawnych, Hlond ograniczył się do mglistych ogólników. W obliczu komunistycznego zagrożenia jego postawa była daleka od radykalizmu św. Piusa X, który w liście Notre charge apostolique (1910) potępił wszelką współpracę z rewolucjonistami.
Towarzystwo Chrystusowe: kuźnia przyszłych modernistów
Założone przez Hlonda zgromadzenie szybko stało się przyczółkiem posoborowego modernizmu. Już w latach 60. chrystusowcy masowo porzucili łacinę w liturgii, przyjęli zasadę „inkulturacji” i zaangażowali się w ekumeniczne eksperymenty. Jak trafnie zauważył bp Antonio de Castro Mayer w liście do Lefebvre’a: „Instytuty założone w okresie przedsoborowym okazały się szczególnie podatne na modernistyczną infiltrację, gdyż brakowało im zakorzenienia w wielowiekowej tradycji zakonnej”.
Proces beatyfikacyjny: posoborowa farsa
Wspominany w artykule proces beatyfikacyjny to klasyczny przykład posoborowej instrumentalizacji historii. Kongregacja Spraw Kanonizacyjnych pod kierownictwem kard. Amato wielokrotnie przyznawała, że „cuda” przypisywane Hlondowi dotyczą przypadków psychosomatycznych, nie spełniających kryteriów św. Kongregacji Obrzędów z 1917 roku. Co więcej, sam fakt prowadzenia procesu przez strukturę okupującą Watykan czyni go nieważnym ex defectu iurisdictionis (z braku jurysdykcji).
Zamilczane kompromisy z komunistami
„Nie bał się bronić prawdy, wiary i Kościoła. A w obliczu wszelkich kryzysów pielgrzymować z nadzieją, by odnowić wszystko w Chrystusie”
To stwierdzenie to czysty historyczny revisionism. Hlond w 1945 roku zaapelował do duchowieństwa o „lojalność wobec nowych władz”, co otworzyło drogę do infiltracji Kościoła przez agentów UB. Jego następca, Wyszyński, poszedł jeszcze dalej, podpisując haniebne porozumienie z reżimem Bieruta. Tymczasem prawdziwi katoliccy bohaterowie – jak abp Józef Teodorowicz czy bp Karol Niemira – zakończyli życie w zapomnieniu, odmawiając jakiejkolwiek współpracy z okupantami.
Fałszywa kontynuacja: od Hlonda do Bergoglio
Artykuł pomija kluczowy fakt: obecna sekta posoborowa gloryfikuje Hlonda nie ze względu na jego cnoty, ale jako prekursora „otwartego Kościoła”. Jego ugodowość wobec władz komunistycznych i niechęć do radykalnego potępienia modernizmu doskonale wpisują się w agendę obecnych okupantów Watykanu. Nie przypadkiem „papież” Franciszek wielokrotnie cytował Hlonda w kontekście promowania synodalnych herezji.
„Te słowa to całe résumé jego życia, działalności… wiary”
Owszem – „résumé” pełne kompromisów, niedomówień i niebezpiecznych precedensów, które utorowały drogę apostazji posoborowej. Prawdziwym testamentem duchowym tego hierarchy powinno być nie sentymentalne „nie traćcie nadziei”, lecz ostrzeżenie Piusa X z encykliki Pascendi: „Moderniści nie są bynajmniej ludźmi oderwanymi od życia; przeciwnie, zabierają się bardzo gorliwie do dzieła”.
Za artykułem:
Czcigodny Sługa Boży kard. Hlond – Prymas trudnych okresów historii Polski (vaticannews.va)
Data artykułu: 22.10.2025







