Portal „Tygodnik Powszechny” (30.10.2025) przedstawia wywiad z Weroniką Kobylińską, kuratorką wystawy „Wzdłuż milczącej fali” w ramach Warsaw Gallery Weekend. Ekspozycja zestawia archiwalne fotografie z Fundacji Archeologii Fotografii (m.in. Zbigniew Dłubak, Lucjan Demidowski, Wojciech Hermanowicz) ze współczesnymi fotoobiektami Ewy Doroszenko. Kluczowym wątkiem jest „sproblematyzowanie” pejzażu jako konstruktu kulturowego i krytyka „wzrokocentrycznej” percepcji natury w kontekście antropocenu. Kuratorka deklaruje intencję przełamania „estymy wobec malarstwa” na rzecz docenienia materialności fotografii oraz „autokrytyki instytucjonalnej” poprzez „rozszczelnienie” formuły wystawienniczej.
Redukcja stworzenia do kulturowego konstruktu
W centrum wystawy znajduje się reductio ad absurdum (sprowadzenie do absurdu) katolickiego pojmowania natury jako liber naturae (księgi natury) świadczącej o chwale Stwórcy. Kobylińska otwarcie przyznaje: „Okazuje się, że bardzo różnorodne osobowości […] łączy stale przewijający się wątek, który dotąd był marginalizowany, np. krajobraz”. To „odkrycie” demaskuje modernistyczną ślepotę – dla katolika bowiem przyroda nigdy nie była „marginalnym tłem”, lecz integralną częścią Bożego porządku, o czym przypomina Pius XI w Quas primas: „Królestwo Odkupiciela naszego obejmuje wszystkich ludzi […] tak, iż najprawdziwiej cały ród ludzki podlega władzy Jezusa Chrystusa” (1925).
Antropocen jako antyteologia stworzenia
Ewa Doroszenko, przedstawiana jako głos „pesymistycznej czy wręcz katastroficznej tezy” wobec natury, operuje serią „Ghost Island” opartą na dekonstrukcji obrazów fotograficznych. Kuratorka komentuje: „Artystka zwraca uwagę na to, że nigdy nie obcujemy z dziką naturą – ona zawsze jest wykreowana przez przewodniki, mapy, blogerów”. To klasyczny przejaw modernistycznej herezji immanentyzmu potępionej w Syllabusie błędów Piusa IX (1864): odrzucenia nadprzyrodzonego wymiaru rzeczywistości na rzecz czysto ludzkiej perspektywy (błąd 1, 3, 5).
„Konstrukt romantyczny czy konstrukt dzikości. One wszystkie muszą się rozpaść, żebyśmy zaczęli myśleć o fotografii w nowy sposób” – stwierdza Kobylińska, całkowicie pomijając fakt, że dla katolika natura naturans (natura tworząca) jest niepodważalnym dowodem natura revelans (natury objawiającej Boga).
Materialność fotografii versus duchowość stworzenia
Podkreślanie „materialnego aspektu fotografii” jako rzekomego antidotum na cyfrową ulotność stanowi przejaw naturalistycznej idolatrii. Kobylińska z entuzjazmem opisuje: „Zwykle spłycamy to medium i dopóki go nie dotkniemy, nie skonfrontujemy się z nim, widzimy tylko cyfrową reprodukcję”. Tymczasem Kościół zawsze ostrzegał przed fetyszyzacją materii oderwanej od jej transcendentnego źródła. Św. Pius X w Lamentabili sane potępia podobne redukcje: „Objawienie było tylko uświadomieniem sobie przez człowieka swego stosunku do Boga” (błąd 20, 1907).
Wielozmysłowość jako droga do panteistycznej dezorientacji
Postulowane przez kuratorkę „przełamanie wzrokocentryzmu” poprzez „warsztaty «Odkurzamy domowe archiwa»” i „oprowadzania wielozmysłowe” stanowi niebezpieczną grę z percepcją. Kiedy Kobylińska zachwyca się: „Obcowanie z autentycznym obiektem […] ma w sobie jakąś magiczną moc”, nieświadomie przyznaje się do neopogańskiego kultu przedmiotu. Katolicka zasada «gratia non tollit naturam, sed perficit» (łaska nie znosi natury, lecz ją udoskonala) zostaje tu zastąpiona pseudo-duchowym eksperymentem.
Milczenie o źródłach jako symptom apostazji
Najbardziej wymowne w całym projekcie jest jednak to, czego nie mówi się wcale: absolutnego braku odniesień do Boga jako Stwórcy i Pana natury. Gdy kuratorka deklaruje: „Chcemy pytać o naszą relację z naturą, czyniąc ją główną bohaterką”, realizuje dokładnie tę postawę, którą Pius XI w Quas primas nazwał „usunięciem Jezusa Chrystusa i Jego najświętszego prawa ze zwyczajów, z życia prywatnego, rodzinnego i publicznego”.
Podsumowanie: sztuka pozbawiona transcendencji
Wystawa „Wzdłuż milczącej fali”, przedstawiana jako intelektualna prowokacja, okazuje się jedynie kolejną odsłoną modernistycznej melancholii – sztuki pozbawionej nadprzyrodzonego horyzontu. Brak jakiegokolwiek nawiązania do „stolicy Dawidowej i na królestwie jego [Chrystusa], aby je utwierdził i umocnił w sądzie i w sprawiedliwości, odtąd i aż na wieki” (Iz 9,6-7) czyni z tej ekspozycji jedynie intelektualną zabawę w epigonów Oświecenia. W świecie, gdzie „wzniosłość” zastąpiono „field recordings”, a sacrum – „interaktywnością”, jedynym ratunkiem pozostaje powrót do niezmiennych zasad wyrażonych w Syllabusie błędów: odrzucenia wszystkiego, co sprzeciwia się „królestwu, które Bóg niebios sam ma założyć, a które się na wieki nie rozproszy” (Dan 2,44).
Za artykułem:
Fotografia artystyczna: natura jako rekwizyt (tygodnikpowszechny.pl)
Data artykułu: 30.10.2025








