Portal Tygodnik Powszechny (28 października 2025) relacjonuje dwie współczesne inscenizacje „Pana Tadeusza” – rapową wersję Kamila Białaszka w Teatrze Polskim w Poznaniu oraz krytyczną interpretację Wojtka Klemma w Teatrze im. Słowackiego w Krakowie. Artykuł Dariusza Kosińskiego wskazuje na problem kanonicznego statusu dzieła Mickiewicza, które stało się przedmiotem „walenia bejsbolem” przez młodych twórców. Podczas gdy spektakl Białaszka redukuje epopeję do patologicznego obrazu „żuli, dziwek i dilerów”, Klemm koncentruje się na wyciągnięciu „nieoczywistych wątków” – zwłaszcza perspektywy chłopskiej i kobiecej. Oba podejścia zdradzają głęboką niezdolność do uchwycenia transcendencji dzieła w imię świeckiego aktywizmu.
Estetyka bluźnierstwa jako norma
Przedstawienie Białaszka, opatrzone prowokacyjnym tytułem „Nowy PAN TADEUSZ, tylko że rapowy”, wpisuje się w długą tradycję profanacji sacrum kulturowego pod płaszczykiem „demokratyzacji sztuki”. Jak trafnie zauważa autor recenzji, redukcja arcydzieła do „łopatologii patopolactwa” odzwierciedla duchową pustkę pokolenia wychowanego na blokowiskach i medialnym szumie. Wbrew pozornej „świeżości” tego podejścia, stanowi ono jedynie powtórzenie modernistycznych strategii z początku XX wieku, które Pius X potępił w dekrecie Lamentabili sane exitu (1907), wskazując na niebezpieczeństwo „mieszania prawdy z fałszem przy pomocy przewrotnej sztuki” (prop. 63).
„Adam Mickiewicz demokrata i rewolucjonista […] miałby jako mit narodowy podsunąć nam tę historyjkę o młodym paniczyku przyjeżdżającym na rodzinną wieś z zamiarem zaliczenia jak największej liczby doświadczeń seksualnych?”
To retoryczne pytanie Kosińskiego ujawnia fundamentalny błąd współczesnej krytyki – próbę oceny dzieła romantycznego przez pryzmat współczesnej moralności permisywnej. Tymczasem już Pius XI w encyklice Quas primas (1925) przypominał, że prawdziwa wolność sztuki możliwa jest jedynie pod panowaniem Chrystusa Króla: „Państwo, jako społeczność doskonała, ma obowiązek uznać publicznie królewską godność i władzę Zbawiciela naszego”.
Fałszywy dialog z tradycją
Próba Klemma, choć prezentowana jako „głębsze odczytanie”, w rzeczywistości stanowi klasyczny przykład hermeneutyki podejrzeń typowej dla modernizmu potępionego przez św. Piusa X. Wprowadzenie postaci Chłopa (Marcin Kalisz) jako „brakującego głosu” oraz reinterpretacja Zosi (Karolina Kamińska) jako „kobiety świadomej patriarchalnej opresji” zdradzają przyjęcie współczesnych ideologii gender i marksizmu kulturowego jako klucza interpretacyjnego.
Tymczasem tradycyjna egzegeza katolicka wymagałaby odczytania poematu przez pryzmat jego telos – ukrytego wymiaru duchowego, gdzie Soplicowo staje się figurą Civitas Dei, a przemiana Jacka Soplicy w Księdza Robaka – alegorią sakramentu pokuty. W przedstawieniu krakowskim te wymiary zostały całkowicie pominięte na rzecz płaskich rozważań o „wykluczeniu” i „opresji”.
Milczenie o rzeczach najważniejszych
Najbardziej wymowne w obu spektaklach jest to, czego nie ma:
- Całkowite pominięcie religijnego wymiaru życia szlacheckiego (modlitwy, obrzędy, rok liturgiczny)
- Brak odniesienia do maryjnego charakteru polskiej pobożności (co szczególnie razi przy opisie Opactwa Benedyktynów w Księdze XI)
- Redukcja postaci ks. Robaka do „groteskowej” karykatury, podczas gdy w poemacie to właśnie on reprezentuje ecclesia militans
- Ignorowanie kluczowego wątku przebaczenia i ekspiacji, stanowiącego moralny rdzeń dzieła
Jak zauważał Pius IX w Syllabus Errorum (1864), błąd nr 80: „Rzymski Papież może i powinien pogodzić się z postępem, liberalizmem i współczesną cywilizacją” – co doskonale opisuje postawę twórców tych przedstawień, próbujących „zaktualizować” Mickiewicza do standardów kultury cancel.
Teatr jako narzędzie dechrystianizacji
Artykuł Kosińskiego ujawnia szerszy problem współczesnej kultury: przekształcenie instytucji sztuki w narzędzie inżynierii społecznej. Proklamowane „czytanie ze zrozumieniem” okazuje się w praktyce lewicową indoktrynacją, gdzie:
- Kanoniczne dzieło zostaje pozbawione swego transcendentnego wymiaru
- Postaci i wątki poddaje się arbitralnej reinterpretacji według modnych ideologii
- Ostatecznym celem jest nie poznanie prawdy, lecz „demaskowanie” rzekomych uprzedzeń
W świetle nauczania Leona XIII (Immortale Dei, 1885) takie działania stanowią przejaw „błędu mówiącego, że państwo powinno być oddzielone od Kościoła”. Gdy sztuka odcina się od swego religijnego korzenia, nieuchronnie degeneruje się w narzędzie walki z porządkiem nadprzyrodzonym.
Próby „uwspółcześnienia” Pana Tadeusza przypominają losy posoborowej liturgii – pod płaszczykiem „otwarcia na współczesnego człowieka” następuje systematyczne niszczenie sacrum, zastępowane przez świeckie ideologie. Jak przypominała Kongregacja Świętego Oficjum w 1947 r.: „Kościół zawsze był i pozostanie niezłomnym stróżem teatru, czuwającym by nie stał się narzędziem deprawacji”.
Za artykułem:
Po co nam dzisiaj „Pan Tadeusz”? Czas czytania eposu po dobroci minął (tygodnikpowszechny.pl)
Data artykułu: 28.10.2025








