Portal Więź.pl (18 listopada 2025) prezentuje analizę utworu Pink Floyd „Wish You Were Here” jako rzekomego arcydzieła melancholii, pomijając całkowicie nadprzyrodzony wymiar ludzkiego cierpienia. Damian Jankowski w artykule „Szkoda, że cię nie ma. Pink Floyd i najbardziej melancholijna piosenka świata” wpisuje się w nurt kultury samozwańczo „tolerancyjnej”, która w rzeczywistości jest manifestacją duchowej zapaści współczesnego świata.
Naturalistyczne kajdany „kultury straty”
Żyjąc, noszę w sobie smutek pourywanych relacji oraz słów, których nie zdążyłem wypowiedzieć.
To zdanie-demaskat: cała filozofia autora sprowadza się do horyzontalnej wizji człowieka jako więźnia własnych emocji, bez najmniejszej wzmianki o łasce, zbawieniu czy zadośćuczynieniu. Jakże różna od katolickiej prawdy głoszonej przez Piusa XI: „Pokój Chrystusowy w Królestwie Chrystusowym” (Quas Primas). Współczesna „kultura straty” to kultura samouwielbienia w cierpieniu – dokładnie to, przeciwko czemu ostrzegał św. Pius X w encyklice Pascendi, piętnując modernistyczne pomieszanie sfery naturalnej z nadprzyrodzoną.
Fałszywy kult artystycznej „autentyczności”
Gloryfikacja Syda Barretta jako „szalonego diamentu” to jawna apoteoza destrukcji:
Barrett miał wyraźną nadwagę, wyłysiał, nie bardzo zdawał sobie sprawę, co się wokół niego dzieje
Czyli człowiek pogrążony w chorobie psychicznej i – jak powszechnie wiadomo – eksperymentach z narkotykami, zostaje podniesiony do rangi ikony „autentyczności”. Tymczasem Kościół zawsze nauczał, że „nie masz w żadnym innym zbawienia” (Dz 4,12), a nie w artystycznym samozniszczeniu. Współczucie? Owszem. Ale nie sakralizacja ludzkiej tragedii!
Egoizm podszyty pseudo-filozofią
Waters pyta retorycznie: „czy pozostał wierny dawnym ideałom?”, podczas gdy prawdziwe pytanie brzmi: czy pozostał wierny naturze człowieka jako istoty stworzonej do życia w prawdzie i łasce? Rozpad małżeństwa Watersa przedstawiony jest jako „dramat wygaśnięcia romantycznej relacji”, gdy tymczasem jest to jawny bunt przeciw nierozerwalności sakramentalnego związku. Artykuł przemilcza fakt, że to właśnie odrzucenie obiektywnego prawa moralnego prowadzi do takich tragedii.
Nihilizm podszyty estetyzacją
Jankowski pisze: „Naszym doświadczeniem ostatecznie jest strata” – oto credo generacji wychowanej na relatywizmie! Zapomina, że „smutek świata śmierć sprowadza” (2 Kor 7,10 Wlg), gdyż prawdziwy pokój pochodzi jedynie z poddania się pod panowanie Chrystusa Króla. Melancholia Pink Floyd to wręcz perfidne odwrócenie porządku: zamiast wskazywać na Krzyż jako źródło nadziei, fetyszyzuje się tu ludzką bezradność.
Duchowa ślepota w analizie kultury
Najbardziej wymowne jest to, czego w artykule nie ma:
- Żadnej wzmianki o modlitwie za zmarłych czy obietnicy życia wiecznego
- Żadnego odniesienia do wartości ofiary i zadośćuczynienia
- Żadnego śladu zrozumienia, że ludzkie relacje mają sens tylko w Chrystusie
To nie „najbardziej melancholijna piosenka świata”, ale hymn generacji, która odrzuciwszy Boga, skazuje się na wieczne tęsknoty bez nadziei spełnienia. Jak nauczał św. Augustyn: „Niespokojne jest serce nasze, dopóki w Tobie nie spocznie” (Confessiones I,1). Pink Floyd oferuje tylko niespokojne serce – bez możliwości ukojenia.
Tymczasem Kościół głosi niezmiennie: prawdziwa odpowiedź na ludzką samotność i stratę nie leży w estetyzacji cierpienia, lecz w Krzyżu Chrystusa. „Przyjdźcie do Mnie wszyscy, którzy utrudzeni i obciążeni jesteście, a Ja was pokrzepię” (Mt 11,28 Wlg). Szkoda, że autor – i cała formacja „Więzi” – nie potrafi wyjść poza horyzont ziemskiej melancholii ku wiecznemu Królestwu.
Za artykułem:
Szkoda, że cię nie ma. Pink Floyd i najbardziej melancholijna piosenka świata (wiez.pl)
Data artykułu: 18.11.2025








