Portal eKAI (14 grudnia 2025) przedstawia rozmowę z Johnem Rutterem, kompozytorem kojarzonym z muzyką pseudo-chóralną, której duchowość sprowadza się do emocjonalnej pobudzającej estetyki. W wywiadzie dla niemieckiego czasopisma „Eulenfisch” z diecezji limburskiej – znanej z promocji herezji i antyliturgicznych eksperymentów – Rutter deklaruje: „każda muzyka, niezależnie od tego, czy nazywa się ją świętą, czy nie, jest z natury duchowa”. To jawnie sprzeczne z katolicką nauką wyrażoną w motu proprio Tra le sollecitudini św. Piusa X, który stanowczo oddzielił muzykę sakralną od świeckiej, podkreślając, że jej celem jest „większe ozdobienie świętych obrzędów, a przez to podniesienie ducha wiernych ku Bogu” (1903).
Estetyzm zamiast sacrum
Rutter, wychowany w anglikańskim środowisku, przenosi protestanckie pojmowanie muzyki kościelnej jako „oprawy nastrojowej” na grunt coraz bardziej zlaicyzowanych struktur posoborowych. Jego stwierdzenie, że „muzyka jest cennym miejscem spotkań dla ludzi, którzy mają duchowe przeżycia, ale nie potrafią ich ubrać w słowa”, odsłnia modernistyczną redukcję religijności do subiektywnych doznań. Tymczasem Sobór Trydencki w dekrecie De invocatione, veneratione et reliquiis sanctorum, et sacris imaginibus (1563) przypominał, że kult Boży musi wyrażać się poprzez obiektywnie obowiązujące formy zatwierdzone przez Kościół, nie zaś przez „duchowe uniesienia” oderwane od doktryny.
Kompozytor, pytany o pustoszejące kościoły, bezrefleksyjnie powtarza laickie frazesy: „Uczestnictwo w pojedynczym wydarzeniu wymaga mniejszego zaangażowania niż uczestnictwo w regularnym cyklu wydarzeń”. To ewidentne potwierdzenie diagnozy Piusa XII z encykliki Mediator Dei (1947), który przestrzegał przed traktowaniem liturgii jako „widowiska”, gdzie wierni są biernymi obserwatorami. Rutterowska „duchowość bez słów” prowadzi prosto do czczego estetyzmu, który Pius XI w Divini cultus sanctitatem (1928) nazwał „śmiertelnym wrogiem pobożności”.
Zdrada funkcji muzyki liturgicznej
Szczególnie niebezpieczna jest teza Ruttera, że „muzyka ma większą moc niż słowa”. To jawny atak na fundamentalną zasadę chrześcijaństwa wyrażoną w Prologu Ewangelii Janowej: „Na początku było Słowo” (J 1,1). Jak przypomina św. Augustyn w Confessiones, nawet najpiękniejsze melodie stają się narzędziem demonów, gdy służą rozpraszaniu uwagi podczas słuchania czytań lub Przeistoczenia. Właśnie dlatego św. Pius X nakazywał, by śpiew gregoriański „zawsze zajmował pierwsze miejsce” w liturgii, gdyż jego modalna struktura podkreśla transcendencję, nie zaś emocjonalne pobudzenie.
Artykuł przemilcza fakt, że kompozycje Ruttera – pełne chromatycznych dysonansów i sentymentalnych melodii – stanowią zaprzeczenie zasady nobilior simplicitas (szlachetniejsza prostota), którą kard. Robert Sarah w książce Die Kraft der Stille (2016) wskazywał jako remedium na posoborowy chaos liturgiczny. Tymczasem „występ chóralny w katedrze w Moguncji” opisywany jako „wypełniona po brzegi”, to smutny przykład zamiany kościoła w salę koncertową, gdzie „wszyscy przybywają w dobrych nastrojach”, jak przyznaje sam kompozytor. To dokładnie wypełnia przepowiednię św. Piusa X z motu proprio: „Gdy muzyka kościelna przestanie być modlitwą, stanie się jedynie czczym brzmieniem pozbawionym siły podnoszenia dusz ku Niebu”.
Naturalizm ukryty pod płaszczykiem „nadziei”
Przerażające jest przesłanie, że „w mojej muzyce zawsze jest nadzieja, a nawet odkupienie, na które trzeba czekać”. To czysty pelagianizm, sprzeczny z dogmatem o konieczności łaski do zbawienia (Sobór w Orange 529). Rutterowska „nadzieja” bez odniesienia do Krzyża i Eucharystii, to puste pocieszenie w stylu New Age, potępione już przez Piusa IX w Syllabus errorum (1864).
Nie przypadkiem kompozytor jako wzór wskazuje Jana Sebastiana Bacha, którego luterańskie kantaty – choć genialne muzycznie – służyły propagowaniu herezji. Właśnie takie mieszanie sacrum i profanum Pius XII w encyklice Musicae sacrae disciplina (1955) nazwał „zdradą misji Kościoła”. Tymczasem autorzy portalu eKAI, promując tę rozmowę, utrwalają proces opisywany przez kard. Alfredo Ottavianiego w liście do Pawła VI: „Liturgia zamienia się w zabawę dla zgromadzenia, a kościoły w miejsca rozrywki” (1969).
W czasach, gdy struktury posoborowe tną wydatki na prawdziwą muzykę liturgiczną, propozycja Ruttera: „Zainwestuj w muzykę” brzmi jak cyniczny żart. Inwestycje te bowiem służą nie chwale Bożej, lecz dalszej destrukcji resztek katolickiej tożsamości. Jak ostrzegał św. Pius X: „Kto modli się razem z heretykami, uczestniczy w ich zbrodni” (motu proprio Sacrorum antistitum).
[Kurialiści] Modernistyczne iluzje w służbie rozkładu liturgii
Portal eKAI (14 grudnia 2025) przedstawia rozmowę z Johnem Rutterem, kompozytorem kojarzonym z muzyką pseudo-chóralną, której duchowość sprowadza się do emocjonalnej pobudzającej estetyki. W wywiadzie dla niemieckiego czasopisma „Eulenfisch” z diecezji limburskiej – znanej z promocji herezji i antyliturgicznych eksperymentów – Rutter deklaruje: „każda muzyka, niezależnie od tego, czy nazywa się ją świętą, czy nie, jest z natury duchowa”. To jawnie sprzeczne z katolicką nauką wyrażoną w motu proprio Tra le sollecitudini św. Piusa X, który stanowczo oddzielił muzykę sakralną od świeckiej, podkreślając, że jej celem jest „większe ozdobienie świętych obrzędów, a przez to podniesienie ducha wiernych ku Bogu” (1903).
Estetyzm zamiast sacrum
Rutter, wychowany w anglikańskim środowisku, przenosi protestanckie pojmowanie muzyki kościelnej jako „oprawy nastrojowej” na grunt coraz bardziej zlaicyzowanych struktur posoborowych. Jego stwierdzenie, że „muzyka jest cennym miejscem spotkań dla ludzi, którzy mają duchowe przeżycia, ale nie potrafią ich ubrać w słowa”, odsłnia modernistyczną redukcję religijności do subiektywnych doznań. Tymczasem Sobór Trydencki w dekrecie De invocatione, veneratione et reliquiis sanctorum, et sacris imaginibus (1563) przypominał, że kult Boży musi wyrażać się poprzez obiektywnie obowiązujące formy zatwierdzone przez Kościół, nie zaś przez „duchowe uniesienia” oderwane od doktryny.
Kompozytor, pytany o pustoszejące kościoły, bezrefleksyjnie powtarza laickie frazesy: „Uczestnictwo w pojedynczym wydarzeniu wymaga mniejszego zaangażowania niż uczestnictwo w regularnym cyklu wydarzeń”. To ewidentne potwierdzenie diagnozy Piusa XII z encykliki Mediator Dei (1947), który przestrzegał przed traktowaniem liturgii jako „widowiska”, gdzie wierni są biernymi obserwatorami. Rutterowska „duchowość bez słów” prowadzi prosto do czczego estetyzmu, który Pius XI w Divini cultus sanctitatem (1928) nazwał „śmiertelnym wrogiem pobożności”.
Zdrada funkcji muzyki liturgicznej
Szczególnie niebezpieczna jest teza Ruttera, że „muzyka ma większą moc niż słowa”. To jawny atak na fundamentalną zasadę chrześcijaństwa wyrażoną w Prologu Ewangelii Janowej: „Na początku było Słowo” (J 1,1). Jak przypomina św. Augustyn w Confessiones, nawet najpiękniejsze melodie stają się narzędziem demonów, gdy służą rozpraszaniu uwagi podczas słuchania czytań lub Przeistoczenia. Właśnie dlatego św. Pius X nakazywał, by śpiew gregoriański „zawsze zajmował pierwsze miejsce” w liturgii, gdyż jego modalna struktura podkreśla transcendencję, nie zaś emocjonalne pobudzenie.
Artykuł przemilcza fakt, że kompozycje Ruttera – pełne chromatycznych dysonansów i sentymentalnych melodii – stanowią zaprzeczenie zasady nobilior simplicitas (szlachetniejsza prostota), którą kard. Robert Sarah w książce Die Kraft der Stille (2016) wskazywał jako remedium na posoborowy chaos liturgiczny. Tymczasem „występ chóralny w katedrze w Moguncji” opisywany jako „wypełniona po brzegi”, to smutny przykład zamiany kościoła w salę koncertową, gdzie „wszyscy przybywają w dobrych nastrojach”, jak przyznaje sam kompozytor. To dokładnie wypełnia przepowiednię św. Piusa X z motu proprio: „Gdy muzyka kościelna przestanie być modlitwą, stanie się jedynie czczym brzmieniem pozbawionym siły podnoszenia dusz ku Niebu”.
Naturalizm ukryty pod płaszczykiem „nadziei”
Przerażające jest przesłanie, że „w mojej muzyce zawsze jest nadzieja, a nawet odkupienie, na które trzeba czekać”. To czysty pelagianizm, sprzeczny z dogmatem o konieczności łaski do zbawienia (Sobór w Orange 529). Rutterowska „nadzieja” bez odniesienia do Krzyża i Eucharystii, to puste pocieszenie w stylu New Age, potępione już przez Piusa IX w Syllabus errorum (1864).
Nie przypadkiem kompozytor jako wzór wskazuje Jana Sebastiana Bacha, którego luterańskie kantaty – choć genialne muzycznie – służyły propagowaniu herezji. Właśnie takie mieszanie sacrum i profanum Pius XII w encyklice Musicae sacrae disciplina (1955) nazwał „zdradą misji Kościoła”. Tymczasem autorzy portalu eKAI, promując tę rozmowę, utrwalają proces opisywany przez kard. Alfredo Ottavianiego w liście do Pawła VI: „Liturgia zamienia się w zabawę dla zgromadzenia, a kościoły w miejsca rozrywki” (1969).
W czasach, gdy struktury posoborowe tną wydatki na prawdziwą muzykę liturgiczną, propozycja Ruttera: „Zainwestuj w muzykę” brzmi jak cyniczny żart. Inwestycje te bowiem służą nie chwale Bożej, lecz dalszej destrukcji resztek katolickiej tożsamości. Jak ostrzegał św. Pius X: „Kto modli się razem z heretykami, uczestniczy w ich zbrodni” (motu proprio Sacrorum antistitum).
Za artykułem:
Kompozytor John Rutter: cud muzyki jest wieczny (ekai.pl)
Data artykułu: 14.12.2025








