Portal Gość Niedzielny relacjonuje wyczyn Andrzeja Bargiela, który jako pierwszy człowiek w historii wszedł na Mount Everest i zjechał z jego wierzchołka na nartach do bazy (z 8849 m n.p.m. do 5364 m n.p.m.) bez użycia tlenu. W komunikacie organizatorów wyprawy czytamy: „Organizm na tej wysokości, niewspomagany tlenem z butli, musi walczyć o każdy postawiony krok”. Bargiel spędził w „strefie śmierci” 16 godzin, a jego dokonanie określono jako „przekraczające ludzkie możliwości”. Sam zainteresowany przyznaje: „To było marzenie, które dojrzewało we mnie latami”. Wyprawa stanowi część projektu „Hic Sunt Leones” (łac. „Tu są lwy”) nawiązującego do rzymskich map oznaczających tereny niezbadane.
Kult samowystarczalności człowieka
Triumfalny ton relacji odsłania fundamentalny problem współczesnej cywilizacji: gloryfikację ludzkich możliwości oderwaną od moralnego i duchowego kontekstu. Wyprawa Bargiela prezentowana jest jako „sportowe osiągnięcie”, gdy w rzeczywistości stanowi przejaw hybris (grzesznej pychy) potępianej przez Kościół. Katechizm św. Piusa X jasno naucza, że „piąte przykazanie zakazuje narażania życia lub zdrowia przez zuchwałość lub niebezpieczne przedsięwzięcia” (Rozdział III, pyt. 12). Pius XI w encyklice Quas primas podkreślał zaś, że „wszystkie stworzenia bez wyjątku podlegają panowaniu Chrystusa” (pkt 13), w tym najwyższe góry świata. Himalaista, działając w „strefie śmierci” bez modlitwy i zawierzenia Bogu, faktycznie występuje przeciwko porządkowi ustanowionemu przez Stwórcę.
„Nie odbiera rzeczy ziemskich Ten, który daje Królestwo niebieskie!” (Hymn: Crudelis Herodes, cyt. za Piusem XI w Quas primas)
Fałszywy heroizm vs cnota męstwa
Medialny zachwyt nad „pokonaniem ludzkich ograniczeń” to klasyczny przykład naturalizmu potępionego w Syllabusie Piusa IX (pkt 58: „wszystka doskonałość i zacność moralna polega na gromadzeniu bogactw”). Prawdziwe męstwo katolickie – jak uczy św. Tomasz z Akwinu – zawsze jest podporządkowane roztropności i miłości Boga (ST II-II, q. 123). Tymczasem Bargiel przyznaje, że motywacją była realizacja „marzenia”, co stanowi jawną kontrę do słów Chrystusa: „Jeśli kto chce iść za Mną, niech się zaprze samego siebie” (Mt 16,24). Jego projekt „Hic Sunt Leones” odwołujący się do rzymskiej ekspansji, to wręcz archetyp pogańskiego podboju, podczas gdy virtus christiana (cnota chrześcijańska) polega na podboju własnych namiętności, nie zaś na zdobywaniu szczytów dla ziemskiej chwały.
Zapomniana relacja stworzenia
Artykuł całkowicie pomija metafizyczny wymiar gór jako „miejsc, gdzie ziemia dotyka nieba” (św. Jan od Krzyża). Everest, zwany przez Tybetańczyków Czomolungmą („Bogini Matka Świata”), od wieków stanowił sacrum, do którego podchodzono z modlitwą i pokorą. Tymczasem współczesny alpinizm przemienił go w arenę ludzkich ambicji, gdzie liczy się tylko techniczne wyzwanie. Jak zauważył Pius XII: „Człowiek współczesny, odrzuciwszy Boga, stał się niewolnikiem materii” (przemówienie z 12.10.1952). Brak jakiejkolwiek wzmianki o przygotowaniu duchowym, zawierzeniu Bogu czy modlitwie w relacji z wyprawy Bargiela potwierdza tę diagnozę.
W czasach, gdy Kościół katolicki nauczał o hierarchii bytów, takie przedsięwzięcia uznano by za szaleństwo. Leon XIII w Rerum novarum przypominał, że „człowiek winien mieć na oku przede wszystkim dobra wieczne” (pkt 21), zaś św. Alfons Liguori przestrzegał: „Kto ryzykuje życie bez ważnego powodu, grzeszy śmiertelnie” (Teologia moralna, ks. III, rozdz. 4). Tymczasem dr Patrycja Jonetzko z wyprawy zachwyca się „przekraczaniem ludzkich możliwości”, co jest jawnym przejawem modernistycznego kultu superczłowieczeństwa potępionego w dekrecie Lamentabili św. Piusa X (pkt 58: „prawda zmienia się wraz z człowiekiem”).
Demoniczna „strefa śmierci”
Szczególnie wymowne jest beztroskie operowanie terminem „strefa śmierci” (powyżej 8000 m n.p.m.). Każdy katolik winien pamiętać, że w chwili śmierci – która w takich warunkach może nadejść nagle – staje przed sądem szczegółowym. Świadome narażanie się na niebezpieczeństwo śmierci bez stanu łaski uświęcającej jest aktem najwyższej lekkomyślności. Jak przypomina Katechizm Rzymski: „Nikt nie zna dnia ani godziny” (cz. I, rozdz. 6). Wyprawa bez kapelana, bez sakramentów, bez modlitwy – to modelowy przykład „ducha świata” przeciwstawiającego się Królestwu Chrystusowemu.
Projekt „Hic Sunt Leones” nosi znamiona symbolicznego buntu przeciwko Bożemu porządkowi. W przeciwieństwie do średniowiecznych map, gdzie napis „Hic sunt dracones” („Tu są smoki”) przestrzegał przed duchowym niebezpieczeństwem, Bargiel świadomie wkracza w przestrzeń śmierci, by udowodnić swoją niezależność. To żywa ilustracja słów Piusa XI z Quas primas: „Odstąpienie od Chrystusa stało się źródłem wszystkich nieszczęść” (pkt 1).
W czasach prawdziwej wiary podobne wyczyny nie miałyby miejsca. Średniowieczni wspinacze (jak Pierre de Gavarnie) wstępowali na szczyty, by budować kaplice lub krzyże. Dziś – jak zauważył kard. Pie – „człowiek chce być bogiem bez Boga”. Everest stał się symbolem tego zbłądzenia, a medialny zachwyt nad Bargielem dowodzi, jak głęboko laicyzm przeniknął nawet środowiska deklarujące się jako katolickie.
Za artykułem:
Zjechać z Everestu: to marzenie dojrzewało latami (gosc.pl)
Data artykułu: 25.09.2025