Polonia na Adriatyku: materialistyczna ucieczka od katolickiej tożsamości
Portal Tygodnik Powszechny (19 czerwca 2025) relacjonuje życie polskich emigrantów w chorwackiej Dalmacji, przedstawiając ich jako „zdobywców” nowych przestrzeni życiowych. W centrum narracji znajduje się wyspa Vis, gdzie polscy nabywcy nieruchomości integrują się z lokalną społecznością poprzez uprawę winorośli, organizację wspólnych biesiad i przyrządzanie żurku. Poza tym sielskim obrazem kryje się jednak dramat w Igrane – śmierć Chorwata podczas konfliktu z Polakami oskarżonymi o nieumyślne spowodowanie zgonu. W tle pozostaje pytanie: dlaczego w żadnej z relacji nie pojawia się katolicka tożsamość ani praktyki religijne?
Redukcja życia do doczesnych przyjemności
Opisane „polskie życie” na Visie to katalog naturalistycznych zajęć: „codzienna praca w polu”, „nurkowanie”, „winiarstwo” i „wspólne grillowanie”. Janusz, pierwszy polski osadnik, przyznaje: „Codziennie jesteśmy w polu, robimy to samo co oni”. Vacatio – rzymska koncepcja wypoczynku – została tu zredukowana do hedonistycznego ucieczkowego syndromu, gdzie żadna z postaci nie wspomina o Mszy św., modlitwie czy obowiązku niedzielnym. W tekście nie pada ani razu słowo „kościół”, „kapłan” czy „sakrament”.
„Wiesz, miejscowi nas szanują, bo widzą, że pracujemy tak samo ciężko jak oni” – mówi Ania, jedna z bohaterek reportażu.
Oto credo nowoczesnego nomady: pracujesz jak niewolnik, bawisz się jak poganin – a Deus ex machina świata materialistów zostaje zastąpiony morzem, które „rozwiąże każdy twój problem”. Jakże to odmienne od nauczania Piusa XI w encyklice Quas Primas (1925): „Nie ma prawdziwej wolności tam, gdzie nie uznaje się panowania Chrystusa, bo prawdziwa wolność polega na przyjęciu jarzma Bożego”.
Kulturowe zaprzaństwo i świętokradzki synkretyzm
Grażyna, emerytowana nauczycielka, „zasłynęła” z żurku, który „gotuje regularnie dla miejscowych” – podczas gdy wiara w „magiczną” moc zupy zastępuje katolicką pobożność. W tekście pojawia się wzmianka o „pogačy” – tradycyjnym chlebie – lecz ani słowa o Eucharistii, która jest „prawdziwym pokarmem duszy” (Sobór Trydencki, sesja XIII).
Najbardziej wymowne jest milczenie o religijnej tożsamości Vis. Wyspa ta przez stulecia była katolicką enklawą, o czym świadczą choćby kościół św. Jerzego w Komižie czy kościół Matki Boskiej Gusarica. Tymczasem polscy „imigranci” – jak nazywa ich autor tekstu – asymilują się poprzez… degustację wina i dyskusje o Biblii z lokalnym komunistą. W żadnej relacji nie pojawia się wzmianka, by Polacy uczestniczyli w życiu parafialnym, choć chorwackie wybrzeże pozostaje formalnie katolickie, mimo posoborowej apostazji hierarchii.
Teologiczne konsekwencje materialistycznej emigracji
Tragedia w Igrane, gdzie zginął Chorwat, to nie tylko efekt „głośnej muzyki”, ale owoc życia bez zasad moralnych. Jak nauczał św. Pius X w encyklice Pascendi dominici gregis (1907): „Gdy zanika wiara w nadprzyrodzone, człowiek staje się niewolnikiem namiętności”. W tekście żadna z postaci nie wyraża skruchy ani nie szuka duchowego rozwiązania konfliktu – jedynie „pracuje” i „płynie”.
Współczesne „odkrywanie” Dalmacji przez Polaków przypomina w istocie ucieczkę od cywilizacji chrześcijańskiej ku pogańskiej Arkadii. W kontekście całego tekstu widać symptom głębszej choroby: potomkowie narodu, który niegdyś bronił Europy pod Wiedniem, teraz uciekają od krzyża, by „wśród oliwek” budować własne, świeckie królestwo. Tym samym realizują modernistyczną wizję religii jako „społecznego rytuału” bez transcendentnego wymiaru – co potępiało Święte Oficjum w dekrecie Lamentabili sane (1907), w punkcie 58: „Nie należy w religii szukać niczego ponad zaspokojenie naturalnych pragnień”.
Milczenie o katolickiej misji i wiecznym przeznaczeniu
Najbardziej szokującym aspektem artykułu jest totalny brak odniesień do życia wiecznego – jakby w chorwackim słońcu można było uciec przed śmiercią, sądem i wiecznością. W żadnej wypowiedzi polskich emigrantów nie pojawia się choćby wzmianka o modlitwie za zmarłych w Igrane czy o nawróceniu. Dla porównania: L’Osservatore Romano z czasów Piusa XI (1932) w podobnych relacjach zawsze podkreślał obowiązek katolickich emigrantów, by „tworzyć nowe parafie i głosić Ewangelię”.
W kontekście chrystusowego królowania, które Pius XI nazywał „jedyną nadzieją pokoju” (Quas Primas, 1925), ta emigracja na wybrzeża Adriatyku jawi się jako zbiorowy akt apostazji. Polacy nie tylko nie ewangelizują Chorwatów, ale sami poddają się relatywizmowi – jak widać w scenie, gdzie „Ania chodzi na pogrzeby” i „współpracuje z komunistami”, nie wspominając o żadnym katolickim wymiarze tych obrzędów.
Podsumowując: reportaż – choć z pozoru apolityczny i nastrojowy – wykazuje wszystkie cechy modernistycznej dezintegracji katolickiej świadomości. Gdzie jest Ecclesia militans? Gdzie nawracanie? Gdzie krzyż? Gdy „świat” wylewa się na ławce w Komižie, a Polacy piją wino z „wrogiem Kościoła”, staje się jasne, że w Dalmacji nie chodzi o „winnicę Pańską”, lecz o kolejny etap budowy Babel – tym razem w stylu śródziemnomorskim. Jak pisał Pius XI: „Kto nie chce poddać się Chrystusowi, będzie poddany tyranii szatana” (Quas Primas, III).
Za artykułem:
Jak Polacy zadomowili się w Chorwacji. Płyniemy na zachwycającą wyspę Vis (tygodnikpowszechny.pl)
Data artykułu: 30.09.2025