Portal Gość Niedzielny (21 października 2025) relacjonuje wypowiedź Zbigniewa Ziobry w sprawie tzw. „afery Pegasusa”, w której były minister sprawiedliwości próbuje tłumaczyć się z wykorzystania Funduszu Sprawiedliwości na zakup narzędzi inwigilacji. Ta groteskowa próba uniknięcia odpowiedzialności demaskuje głębszy problem: całkowitą degenerację moralną struktur władzy wychowanych na posoborowym relatywizmie.
Ziobro w rozmowie z „Rzeczpospolitą” deklaruje: „Nie kupowałem żadnego systemu, tym bardziej Pegasusa, bo nie miałem nawet pojęcia, jak on się nazywa i jak dokładnie działa”. To klasyczny przykład mentalności Kalego – gdy Kali kraść krowy, to dobrze, gdy Kaliemu kradną, to źle. Minister odpowiedzialny za wymiar sprawiedliwości nie zna narzędzi finansowanych z podległego mu funduszu? To albo jawna niekompetencja godna natychmiastowej dymisji, albo cyniczne kłamstwo.
Fundusz Sprawiedliwości, który miał służyć „wspieraniu pokrzywdzonych i świadków, przeciwdziałaniu przestępczości”, został przekształcony w narzędzie politycznej przemocy. Ziobro próbuje to legitymizować frazesem o „walce z przestępczością”, ale równocześnie przyznaje: „Można powiedzieć, że jedynie zainicjowałem ten zakup”. To dokładnie odzwierciedla perwersję systemu, gdzie środki przeznaczone na pomoc ofiarom stają się instrumentem ich prześladowania.
Kryminalizacja opozycji jako norma państwowa
„Gazeta Wyborcza” wskazuje na istotny szczegół: do dziś nie ustalono, ile z 578 inwigilowanych osób było politycznymi oponentami. Prokuratura tłumaczy się brakiem „oficjalnej listy osób uznanych za pokrzywdzone”, co stanowi wymowny przykład systemowej znieczulicy. W państwie prawa każda nielegalna inwigilacja powinna automatycznie generować status pokrzywdzonego, a nie wymagać „ustaleń”.
Szczególnie oburzający jest mechanizm ukrywania Pegasusa pod kryptonimem „Jarvis”, co służyło oszustwu sądowemu. Jak zauważa dziennik: „sądy w większości nie wiedziały, czym system różni się od +zwykłego podsłuchu+”. To jawne pogwałcenie zasady in claris non fit interpretatio (w sprawach jasnych nie stosuje się wykładni) – wymiar sprawiedliwości został świadomie wprowadzony w błąd przez organy państwa.
Teologiczny wymiar sprawiedliwości zdeptany
Kościół od wieków naucza, że sprawiedliwość jest cnotą moralną, która polega na stałej i trwałej woli oddawania Bogu i bliźniemu tego, co im się należy (Katechizm Rzymski). Tymczasem mamy do czynienia z klasycznym przypadkiem sprawiedliwości kalekiej (iustitia claudicans), gdzie prawo staje się narzędziem przemocy silniejszego.
Św. Tomasz z Akwinu w Sumie Teologicznej (II-II, q. 58, a. 1) definiuje niesprawiedliwość jako działanie „przeciwne woli przyznającej równość innym”. Tymczasem wykorzystanie aparatu państwa do śledzenia przeciwników politycznych to nie tylko przestępstwo, ale grzech wołający o pomstę do nieba. Jak przypomina Pius XI w encyklice Divini Redemptoris: „Żadna bowiem władza ma prawo nakazywać lub pozwalać na to, co się sprzeciwia rozumowi i sumieniu ludzkiemu”.
Milczenie hierarchów „Kościoła” posoborowego w tej sprawie jest szczególnie wymowne. Gdzie są potępienia tej państwowej nieprawości? Gdzie wezwania do nawrócenia? Zamiast tego mamy do czynienia z cichym przyzwoleniem na demontaż podstaw ładu moralnego, co doskonale wpisuje się w posoborową praktykę aggiornamento – dostosowywania się do świata, a nie jego nawracania.
Fundusz Sprawiedliwości czy fundusz zemsty?
Ziobro próbuje usprawiedliwiać przekierowanie środków twierdzeniem, że „Fundusz służy również przeciwdziałaniu przyczynom przestępczości”. To klasyczne przeinaczanie pojęć, które Pius XII potępiał jako „nadużycie słów prowadzące do zepsucia sumień”. Środki mające służyć ofiarom stały się narzędziem ich prześladowania – to nie walka z przestępczością, ale jej instytucjonalizacja.
Kardynał Alfredo Ottaviani w Compendium Theologiae Moralis podkreślał, że „władza publiczna, która nadużywa swego urzędu dla prywatnych korzyści lub zemsty, działa nielegalnie i niesprawiedliwie”. W przypadku Pegasusa mamy do czynienia z systemowym nadużyciem na skalę dotąd niespotykaną w III RP, gdzie narzędzia prawne stały się bronią politycznej walki.
Duchowa zgnilizna systemowa
Cała „afera Pegasusa” obnaża głębszy problem: całkowite odejście od chrześcijańskich fundamentów państwa. Gdy w 1925 roku Pius XI ustanawiał święto Chrystusa Króla, w encyklice Quas Primas pisał: „Królestwo naszego Odkupiciela obejmuje wszystkich ludzi. (…) Gdyby lud prywatnie i publicznie uznał nad sobą władzę królewską Chrystusa, wówczas spłynęłyby na całe społeczeństwo niesłychane dobrodziejstwa”. Tymczasem współczesne elity władzy uznały, że mogą zastąpić Boże prawa technokratycznym totalitaryzmem.
Brak reakcji ze strony struktur posoborowych na tę aferę potwierdza tylko ich duchowe bankructwo. Gdy wspólnota wiernych potrzebuje mocnego głosu potępienia państwowej nieprawości, otrzymuje jedynie milczenie lub ogólnikowe „modlitwy o pokój”. To efekt dekad relatywizacji doktryny, gdzie walka z grzechem została zastąpiona „dialogiem”, a obrona praw Bożych – „ekumenizmem”.
W obliczu takich skandali jak Pegasus, katolikom pozostaje pamiętać słowa św. Pawła: „Nie toczymy bowiem walki przeciw krwi i ciału, lecz przeciw Zwierzchnościom, przeciw Władzom, przeciw rządcom świata tych ciemności, przeciw pierwiastkom duchowym zła na wyżynach niebieskich” (Ef 6,12). Walka z ziemskimi przejawami niesprawiedliwości musi iść w parze z odnową moralną opartą na niezmiennych zasadach wiary.
Za artykułem:
Media dziś o "aferze Pegasusa" (gosc.pl)
Data artykułu: 21.10.2025








