Portal „Tygodnik Powszechny” (24 października 2025) prezentuje esej Tomasza Stawiszyńskiego na temat polaryzacji społecznej i prób ograniczania wolności słowa w imię „wyższej konieczności”. Autor diagnozuje zjawisko polegające na tym, że „wszystkim, którzy pragną uniemożliwić innym głoszenie ich poglądów, zawsze się wydaje, że mają słuszność i w związku z tym działają w stanie wyższej konieczności”. Jako remedium proponuje on „rozmowę” w ramach demokratycznego procesu, ostrzegając przed niebezpieczeństwem „rządów siły”. Tekst stanowi jaskrawą ilustrację teologicznego bankructwa świeckiego humanizmu, który – odrzucając nadprzyrodzony porządek – skazuje się na nieustanne krążenie w błędnym kole subiektywnych racji.
Demokratyczny relatywizm jako antyteza prawa Bożego
Stawiszyński powtarza liberalny dogmat, że „w demokracji wolno głosić (i posiadać) zarówno poglądy słuszne, jak i niesłuszne, moralne, jak i niemoralne”, z wyjątkiem tych zakazanych przez prawo stanowione. To założenie stanowi radykalną negację katolickiej zasady prymatu prawa Bożego nad ludzkimi konwencjami. Już Pius IX w Syllabus Errorum potępił błąd mówiący, że „każdy człowiek jest wolny w przyjęciu i wyznawaniu tej religii, którą uznaje za prawdziwą pod wpływem światła rozumu” (pkt 15). Kościół nauczał niezmiennie, że error non habet ius – błąd nie posiada praw – co znajduje potwierdzenie w encyklice Quas Primas Piusa XI: „Królestwo Odkupiciela naszego obejmuje wszystkich ludzi – tak jednostki, jak i rodziny i państwa, gdyż ludzie w społeczeństwa zjednoczeni nie mniej podlegają władzy Chrystusa jak jednostki”.
„Protest przeciwko propagowaniu niemoralnych czy antykatolickich treści nie jest „transgresją”, ale obowiązkiem sumienia każdego wiernego”
Autor popełnia fundamentalny błąd antropologiczny, uznając ludzki rozum za najwyższy arbitrum w kwestiach moralnych. Tymczasem Recta Ratio (prawo naturalne) – jak przypominał św. Tomasz z Akwinu – stanowi jedynie uczestnictwo w Lex Aeterna (prawie wiecznym), którego źródłem jest sam Bóg. Odrzucenie tej zasady prowadzi do sytuacji, w której – jak słusznie zauważa Stawiszyński – „ostaną się nie te poglądy, które są najlepiej uzasadnione, lecz te, których zwolennicy dysponują większą siłą”. To zaś jest bezpośrednią konsekwencją odcięcia społeczeństwa od nadprzyrodzonego porządku łaski.
Milczenie o grzechu pierworodnym jako źródle konfliktów
Najbardziej wymowne w tekście jest nie to, co mówi, ale to, czego pomija. Brak jakiejkolwiek wzmianki o grzechu pierworodnym jako źródle ludzkich konfliktów demaskuje czysto naturalistyczne założenie autora. Św. Paweł przypomina: „Nie toczymy bowiem walki przeciw krwi i ciału, lecz przeciw Zwierzchnościom, przeciw Władzom, przeciw rządcom świata tych ciemności, przeciw pierwiastkom duchowym zła na wyżynach niebieskich” (Ef 6,12). W świetle tej prawdy propozycja „rozmowy” jako panaceum na społeczne podziały okazuje się naiwną utopią.
Kardynał Alfredo Ottaviani w „Instrukcji o ekumenizmie” (1949) przestrzegał: „Gdzie nie ma uznania prymatu jurysdykcji Kościoła i jego nieomylnego Magisterium, tam nie może być prawdziwej jedności”. Tymczasem Stawiszyński – podobnie jak współcześni moderniści – redukuje dyskurs do poziomu czysto immanentnego, odcinając go od transcendentnego punktu odniesienia. To właśnie prowadzi do opisanej w tekście sytuacji, gdzie „istnieją obok siebie dwa (albo więcej) alternatywne uniwersa” wzajemnie się wykluczających „prawd”.
Fałszywa dychotomia między „rozmową” a „przemocą”
Autor tworzy pozorną opozycję między „rozmową” a „rządami siły”, całkowicie pomijając trzecią możliwość: społeczne panowanie Chrystusa Króla. Pius XI w Quas Primas nauczał: „Jeżeliby kiedy ludzie prywatnie i publicznie uznali nad sobą władzę królewską Chrystusa, wówczas spłynęłyby na całe społeczeństwo niesłychane dobrodziejstwa, jak należyta wolność, jak porządek i uspokojenie, jak zgoda i pokój”. To nie „demokratyczna debata”, ale Regnum Christi stanowi jedyne lekarstwo na choroby społeczne.
„Nie „parlamentarna debata”, ale kazalnica i ołtarz są właściwymi miejscami kształtowania społecznego ładu”
Stawiszyński słusznie zauważa, że współczesna „technologia świetnie się wprzęga” w manipulacje opinii publicznej, ale nie dostrzega, że jest to nieuchronny owoc laicyzacji życia publicznego. Gdy usunięto Krzyż z przestrzeni wspólnej, na jego miejsce wkroczyły ideologie. Jak przypominał św. Pius X w encyklice Pascendi dominici gregis: „Moderniści, odrzucając tradycję i poddając się ślepym przemianom czasu, stali się niewolnikami własnych błędów”.
Zanegowanie katolickiej koncepcji prawdy
Najgroźniejszym aspektem tekstu jest implicite przyjęcie relatywistycznej teorii prawdy. Gdy autor pisze, że „wszyscy zawsze tak o sobie myślą – że mają słuszność”, sugeruje równość wszystkich stanowisk w sferze publicznej. To zaprzecza katolickiemu rozumieniu prawdy jako adaequatio rei et intellectus (zgodności intelektu z rzeczywistością). Św. Augustyn w „Państwie Bożym” podkreślał: „Prawda nie jest własnością naszych umysłów, ale ich panią”.
W tekście brakuje jakiegokolwiek odniesienia do objectiva veritas (prawdy obiektywnej), co stanowi symptom głębszego kryzysu. Kongregacja Świętego Oficjum w dekrecie Lamentabili sane exitu (1907) potępiła tezę modernistyczną, że „wiara jako przyzwolenie umysłu opiera się ostatecznie na sumie prawdopodobieństw” (pkt 25). Tymczasem właśnie na takim założeniu opiera się propozycja Stawiszyńskiego.
Konkluzja: potrzeba powrotu do catholicitas
Diagnoza postawiona przez autora jest trafna w warstwie opisowej – rzeczywiście obserwujemy erozję cywilizacyjną prowadzącą do „rządów siły”. Błąd tkwi jednak w antykatolickim założeniu, że rozwiązaniem ma być jeszcze więcej demokratycznego relatywizmu. Jak nauczał papież Leon XIII w encyklice Immortale Dei: „Państwo, które nie chce służyć Kościołowi w jego misji, przestaje być państwem, a staje się zgrają ludzi”.
Kryzys demokracji liberalnej, tak trafnie opisany w eseju, jest w istocie skutkiem odrzucenia społecznego panowania Chrystusa Króla. Dopóki narody nie uznają publicznie władzy Zbawiciela – czego domagał się Pius XI w Quas Primas – dopóty będą tkwić w błędnym kole konfliktów i przemocy. Jak przypominał św. Paweł: „Gdzie nie ma objawienia, tam ludzie żyją bez hamulca” (Prz 29,18).
Za artykułem:
Odwołane spotkania, zerwane premiery. Do czego prowadzi zamykanie ust innym?   (tygodnikpowszechny.pl)
Data artykułu: 24.10.2025








