Portal eKAI (3 października 2025) relacjonuje uroczystości ku czci „ks.” Franciszka Rząsy, zmarłego pięć lat temu duchownego związanego z diecezją przemyską. W ramach wydarzenia pt. „Ks. Franciszek Rząsa – mąż modlitwy” „bp” Stanisław Jamrozek określił zmarłego jako „anioła prowadzącego do spotkania z żywym Bogiem”, podkreślając jego inicjatywy: budowę kościoła w Ustrzykach Górnych, ustawienie krzyża na Tarnicy oraz stworzenie „Łańcucha Apostolskiej Miłości” – grupy osób starszych ofiarujących modlitwy za młodzież. Wspomniano także o jego doktoracie z filozofii na KUL, pracy w seminariach oraz założeniu hospicjum im. „św.” Jana Pawła II. Całość stanowi klasyczny przykład posoborowej mitologii, gdzie naturalistyczny aktywizm zastępuje nadprzyrodzone życie łaski.
Teologiczna anatomia fałszywego kultu
Przedstawienie „ks.” Rząsy jako wzoru kapłaństwa obraża tradycyjną eklezjologię. Już sama data święceń (1967) każe zakwestionować ważność sakramentu, zważywszy na postępującą demolkę rytu święceń po Drugim Soborze Watykańskim. Sacramentum ordinis Piusa XII wyraźnie określa materię i formę święceń, której neo-kościół nie zachował. Jak stwierdza św. Robert Bellarmin: „Heretyk nie jest członkiem Kościoła, więc nie może być głową” (De Romano Pontifice). Skoro zaś „bp” Bolesław Taborski, udzielający święceń, działał w strukturach posoborowych, cały akt pozostaje nieważny.
„Ksiądz Franciszek miał ogromne zaufanie, że […] Pan Bóg się zatroszczy i będzie posyłał ludzi, którzy będą pomagać”
To zdanie „bp” Jamrozka demaskuje modernistyczną mentalność: wiarę zastępuje się mglistym „zaufaniem”, Opatrzność Bożą sprowadza do sponsora społecznych projektów. Tymczasem Sobór Trydencki (sesja VI, kan. 7) potępia tych, którzy ufają jedynie miłosierdziu Bożemu bez współpracy z łaską. Prawdziwy kapłan miałby przypominać o grzechu, sądzie i konieczności pokuty – nie zaś organizować wspinaczki górskie pod pretekstem „dróg krzyżowych”.
Masoneria humanitaryzmu pod płaszczykiem miłosierdzia
Wychwalanie „przystani dla bezdomnych” i hospicjum im. Jana Pawła II ukazuje redukcję Kościoła do NGO. Pius XI w Quas Primas ostrzegał: „Gdy Boga i Jezusa Chrystusa usunięto z praw i z państw […] zburzone zostały fundamenty władzy”. Tymczasem „ks.” Rząsa, zamiast nawracać dusze, budował instytucje społeczne, co doskonale wpisuje się w plan Wielkiego Architekta Wszechświata – zastąpienie Królestwa Chrystusa królestwem człowieka.
Szczególnie obrzydliwy jest „Łańcuch Apostolskiej Miłości” – parodia prawdziwych bractw modlitewnych. W tradycyjnej duchowości cierpienie ofiarowane w jedności z Męką Pańską ma wartość zbawczą (Col 1:24). Tutaj zaś tworzy się mechanizm wzajemnej adoracji: starcy „wspierają” młodzież lewicującą w Ruchu Apostolstwa Młodzieży (RAM), czyli posoborowej mutacji Akcji Katolickiej. Nic dziwnego, że inspiracją był tu kardynał Wojtyła – guru rewolty soborowej.
Bieszczadzka Golgota synkretyzmu
Ustawienie krzyża na Tarnicy w 1987 r. podczas wizyty Jana Pawła II to akt czystej politycznej symboliki. Krzyż przestał być znakiem odkupienia, a stał się emblematem plemiennej tożsamości – dokładnie jak w prawosławiu czy protestantyzmie. Nawet data (7 czerwca 1987) zdradza cynizm: w rocznicę tzw. „pojednania polsko-niemieckiego” w Krzyżowej, gdzie Wojtyła błogosławił masoński projekt zjednoczonej Europy.
Wspomniane „rekolekcje ignacjańskie” w jarosławskim ośrodku to kolejne nadużycie. Ćwiczenia duchowe św. Ignacego wymagają dyspensy od przełożonych zakonnych i ścisłego kierownictwa. Tymczasem w neo-kościele stały się pretekstem do psychologizacji wiary, co potępia św. Pius X w Lamentabili (propozycja 65): „Dogmaty […] są tylko interpretacją faktów religijnych przez ludzki umysł”.
Kult człowieka zamiast kultu Boga
Promocja książki „Świadectwa duchownych” i wystawa pamiątek po „ks.” Rząsie to jawny przejaw bałwochwalstwa. Kościół katolicki czci jedynie świętych beatyfikowanych w wyniku heroiczności cnót i potwierdzonych cudów – nie zaś działaczy społecznych. Tymczasem portal eKAI bezwstydnie pisze o „mężu modlitwy”, choć jedyna modlitwa godna kapłana to Ofiara Mszy Świętej, której „ks.” Rząsa jako neoprezbiter nigdy ważnie nie sprawował.
Brakuje natomiast w całym artykule jakiejkolwiek wzmianki o takich podstawach kapłaństwa jak:
- Niepokalana Ofiara Kalwarii uobecniana w Mszy trydenckiej
- Obowiązek potępiania błędów (w tym komunizmu, z którym „duchowni” jak Rząsa kolaborowali w PRL)
- Konieczność głoszenia extra Ecclesiam nulla salus wobec narastającego ateizmu.
W miejsce tego otrzymujemy pseudoreligijny bełkot o „twardym stąpaniu po ziemi” – czyli dostosowaniu do świata, które Pius X nazwał „integralną częścią modernizmu” (encyklika Pascendi).
Doktrynalna zgnilizna w działaniu
Wsparcie dla RAM (Ruch Apostolstwa Młodzieży) – mutacji krakowskich grup ks. Sołtysika – demaskuje rewolucyjny charakter posługi „ks.” Rząsy. Jak czytamy w Syllabusie błędów Piusa IX (pkt 42): „W przypadku konfliktu praw władzy świeckiej i duchownej – prawo cywilne ma pierwszeństwo”. Tymczasem RAM to klasyczny przykład laicyzacji: młodzież uczy się „aktywizmu” zamiast teologii, „wolontariatu” zamiast modlitwy, „dialogu” zamiast nawracania heretyków.
„Był cenionym rekolekcjonistą”
To zdanie wieńczące biogram jest najbardziej wymowne. W tradycyjnym rozumieniu rekolekcje oznaczają odosobnienie, milczenie, rachunek sumienia i przygotowanie do spowiedzi. W praktyce neo-kościoła stały się terapią grupową, gdzie pod płaszczykiem „rozeznawania” relatywizuje się grzech. Nic dziwnego, że „rekolekcjonista” Rząsa współpracował z hospicjum im. Jana Pawła II – architekta Vaticanum II.
Podsumowując: kult „ks.” Rząsy to symptom głębszej gangreny. Jak pisał św. Pius X: „Moderniści nie niszczą Kościoła – oni sami są Kościołem, który rozkłada się od środka” (Pascendi). Dopóki wierni będą czcić takich „duchowych przewodników”, dopóty Polska pozostanie duchową pustynią – mimo krzyży na górach i hospicjów na każdym rogu.







