Tradycyjna katolicka para modląca się przed krzyżem w kościele, symbolizując prawdziwą miłość chrześcijańską

Norweskie kino o miłości: naturalistyczna ucieczka od nadprzyrodzonego porządku

Podziel się tym:

Norweskie kino o miłości: naturalistyczna ucieczka od nadprzyrodzonego porządku

Portal Tygodnik Powszechny (28 października 2025) przedstawia recenzję dwóch norweskich filmów: „Być kochaną” Lilji Ingolfsdottir oraz „Miłość” Daga Johana Haugeruda. Autorka, Anita Piotrowska, chwali „wnikliwość” i „dojrzałość” tych produkcji w analizie współczesnych relacji, podkreślając ich rzekome odkrywanie „paradoksów i niuansów dzisiejszych związków”. W centrum narracji znajduje się Maria – bohaterka zmagająca się z „emocjonalno-erotycznymi zawiłościami” w „czasach płynnej nowoczesności” – oraz wątek „patologicznego dawania” w relacjach, które prowadzą do „finałowego oczyszczenia” poprzez psychoterapię. Drugi film eksploruje „lęki przed angażowaniem się” w epoce aplikacji randkowych, przedstawiając rozmowy „pełne niedopowiedzeń” w „melancholijnym” Oslo. Artykuł promuje kino, które „ucieka od poradnikowej gadki”, jednocześnie gloryfikując terapeutyczny indywidualizm i relatywizm moralny jako nowe dogmaty.


Redukcja miłości do płaskiego psychologizmu

Analizowane filmy, wedle opisu portalu, sprowadzają miłość do kwestii „deficytów”, „manipulacji” i „zawłaszczania”, całkowicie pomijając jej teleologię nadprzyrodzoną. W „Być kochaną” rozwiązaniem dramatów bohaterki ma być „ukochaj siebie” – hasło będące karykaturą chrześcijańskiej caritas, które Pius XI w encyklice Quas Primas potępił jako „odrzucenie królewskiej władzy Chrystusa nad ludzkimi sercami”. Tymczasem Kościół naucza, że miłość małżeńska to „odblask nieskończonej miłości, jaką Bóg żywi do człowieka” (Leon XIII, Arcanum Divinae Sapientiae), a nie mechanizm kompensacji traum z dzieciństwa.

„Dlaczego dawanie może być jednocześnie próbą zawłaszczenia?”

To pytanie, które autorka uważa za głębokie, demaskuje antropologiczną naiwność. W katolickiej nauce społecznej dar z siebie jest naśladowaniem ofiary Krzyża, podczas gdy „zawłaszczenie” to skutek grzechu pierworodnego. Norwescy twórcy, redukując tę dynamikę do psychologicznych gier, negują rzeczywistość łaski i grzechu ciężkiego, który niszczy komunię osób. Jak przypomina św. Augustyn: „Niespokojne jest serce ludzkie, dopóki nie spocznie w Bogu” – żadna terapia tego głodu nie nasyci.

Kulturowe samoubóstwienie jako nowa religia

Portal zachwyca się „rozwiniętą kulturą terapeutyczną” Norwegii, nie dostrzegając, że zastąpiła ona religię. Sceny z psychoterapeutą w „Być kochaną” czy „uważne rozmowy” w „Miłość” pełnią funkcję pseudosakramentów: spowiedzi bez rozgrzeszenia, kierownictwa duchowego bez celu zbawienia. To echo potępionego przez Piusa X modernizmu, gdzie „uczucia religijne zastępują obiektywną prawdę” (Lamentabili Sane, 1907). Gdy Maria „wyprowadza się z domu”, nie czyni tego w imię wierności sakramentowi, ale „własnych potrzeb” – co św. Pius X nazwałby „indywidualistyczną herezją”.

Norweski reżyser Dag Johan Haugerud, porównywany do Érica Rohmera, w rzeczywistości głosi religijny naturalizm. Jego stwierdzenie, że „ciało jest polem walki”, odcina tę walkę od jej nadprzyrodzonego wymiaru – duchowej walki z pożądliwością. Tymczasem Sobór Trydencki przypomina: „Chrześcijanin jest żołnierzem Chrystusa, który toczy bój z duchem świata” (Sesja VI, kan. 10). Kino to, chwalone za „brak uproszczeń”, w istocie upraszcza rzeczywistość do horyzontu immanencji.

Milczenie o katolickiej nauce o małżeństwie jako oskarżenie

Najcięższym zarzutem wobec obu filmów jest całkowite przemilczenie nierozerwalności małżeństwa oraz jego celu: procreatio et educatio prolis (rodzenia i wychowania potomstwa). W „Być kochaną” „patchworkowa rodzina” przedstawiana jest jako neutralny fakt społeczny, nie zaś – jak nauczał Pius XI – „dzieło szatana, zmierzające do zniszczenia podstaw społeczeństwa” (Casti Connubii). Tymczasem Kodeks Prawa Kanonicznego z 1917 r. (kan. 1013) definiuje małżeństwo jako „związek mężczyzny i kobiety dla rodzenia dzieci i wzajemnej pomocy” – żaden z norweskich bohaterów nie realizuje tego powołania.

„film nie sprowadza tej decyzji do feministycznego buntu – idzie o krok dalej”

Ten „krok dalej” to w istocie kroki w przepaść relatywizmu. Gdy Marianne z „Miłość” uczestniczy w „gejowskiej pikiecie”, autorka recenzji nie widzi problemu, choć Pius IX w Syllabus Errorum potępił tezę, że „można tolerować praktyki innych religii” (pkt 78). Norweskie kino, pod płaszczykiem „subtelności”, gloryfikuje grzech przeciwko VI i IX przykazaniu, co św. Alfons Liguori nazywał „diaboli triumphus” (triumfem diabła).

Melancholia Oslo jako symptom apostazji Zachodu

Chwalony w artykule „melancholijny oddech Oslo” to w istocie duchowa martwota społeczeństwa, które odrzuciło Królestwo Chrystusa. Pius XI w Quas Primas przestrzegał: „Państwa, które nie korzą się przed prawem Bożym, popadną w anarchię zmysłów i tyranię ideologii”. Norwegia, gdzie 72% populacji należy do państwowego Kościoła luterańskiego, a tylko 3% praktykuje katolicyzm, jest żywym dowodem tej diagnozy. „Bezpieczeństwo socjalne” i „równościowa polityka”, wychwalane przez portal, okazały się farsą – zastąpiły one porządek łaski biurokracją państwa opiekuńczego.

Filmy te, wedle opisu, eksplorują „ciemną stronę dobrobytu”, ale czynią to w kluczu czysto naturalistycznym. Gdy bohaterowie mówią o „braku własnej przestrzeni”, nie rozumieją, że jest to efekt odrzucenia ascezy chrześcijańskiej – jedynej drogi do prawdziwej wolności. Jak pisał św. Jan od Krzyża: „Człowiek wolny to ten, któremu nic nie przeszkadza dążyć do Boga”. Norwescy twórcy proponują w zamian klatkę psychoterapii i „intymności bez zobowiązań”, co Pius XII nazwałby „kulturą śmierci”.

Norweski modernizm jako antyewangelia

Recenzja portalu Tygodnik Powszechny jest symptomatyczna dla apostazji intelektualistów, którzy – jak ostrzegał św. Pius X – „przedkładają ludzkie opinie nad niezmienne prawdy wiary” (Pascendi Dominici Gregis). Wychwalanie filmów, które ukazują „dzisiejsze lęki przed angażowaniem się”, ignoruje fakt, że lęk ten wynika z odrzucenia krzyża i ofiary. Chrystus nie mówił: „bądź sobą”, lecz „Jeśli kto chce iść za Mną, niech się zaprze samego siebie, niech co dnia bierze krzyż swój i niech Mnie naśladuje” (Łk 9, 23).

Norweskie kino, przedstawiane jako „dojrzałe”, jest w istocie dzieckiem Soboru Watykańskiego II – tego samego, który otworzył Kościół na „dialog ze światem”. Efekt? „Miłość” bez Chrystusa, „empatia” bez prawdy, „oczyszczenie” bez spowiedzi. Przypomina to proroctwo Leona XIII: „Gdy Kościół przestanie być solą ziemi, świat zgnił od nadmiaru swej wolności” (Humanum Genus). W obliczu tej zgnilizny jedyną odpowiedzią jest powrót do niezmiennej nauki Kościoła – jedynej Arkii zbawienia w potopie modernizmu.


Za artykułem:
Norweskie filmy o miłości: paradoksy i niuanse współczesnych związków
  (tygodnikpowszechny.pl)
Data artykułu: 28.10.2025

Więcej polemik ze źródłem: tygodnikpowszechny.pl
Podziel się tą wiadomością z innymi.
Pin Share

Zostaw komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Ta strona używa Akismet do redukcji spamu. Dowiedz się, w jaki sposób przetwarzane są dane Twoich komentarzy.

Przewijanie do góry
Ethos Catholicus
Przegląd prywatności

Ta strona korzysta z ciasteczek, aby zapewnić Ci najlepszą możliwą obsługę. Informacje o ciasteczkach są przechowywane w przeglądarce i wykonują funkcje takie jak rozpoznawanie Cię po powrocie na naszą stronę internetową i pomaganie naszemu zespołowi w zrozumieniu, które sekcje witryny są dla Ciebie najbardziej interesujące i przydatne.