Portal Więź.pl w artykule z 8 listopada 2025 r. prezentuje fragment książki Katarzyny Janiszewskiej „Katastrofa Heweliusza”, opisujący agonię statku i ludzi w toni Bałtyku. Narracja koncentruje się na heroizmie załogi, ludzkim cierpieniu i naturalistycznym obrazie śmierci, całkowicie pomijając nadprzyrodzony wymiar ludzkiego losu. To nie przypadek – to symptom głębszej choroby kultury odciętej od łaski.
Naturalizm jako nowa religia laickiego humanizmu
„Boruc poczuł dziwną niemoc, która paraliżowała jego ciało. «Już po mnie» – zdążył pomyśleć. […] Powoli zapadał się w czarną otchłań”
Opis śmierci marynarza Boruca odsłania rdzeń problemu: współczesna literatura zastąpiła mors vitam praestat aeternam (morze daje życie wieczne) ateistyczną nicością. Gdzież są wezwania do Bożego miłosierdzia? Gdzie znak krzyża czyniony przez konających? Autorce wystarcza psychologizowanie: „adrenalina”, „naturalny trans”, „majaki mózgu” – jak gdyby człowiek był jedynie zbiorem reakcji chemicznych.
Kontrastuje to z katolickim ujęciem śmierci na morzu, gdzie – jak przypomina Pius XI w Quas Primas – „królestwo Odkupiciela naszego obejmuje wszystkich ludzi […] tak, iż najprawdziwiej cały ród ludzki podlega władzy Jezusa Chrystusa”. W świecie prawdziwej wiary, każdy marynarz znał słowa: Submersione, igne, tempestate, libera nos Domine (Od zatopienia, ognia i burzy, wybaw nas Panie).
Teologiczny bankructwo „heroizmu bez Krzyża”
Janiszewska kreśli obraz bosmana Zychowskiego jako wzoru racjonalnego działania: „człowieka rzeczowego, zorganizowanego, o silnej konstrukcji psychicznej”. To laicki święty nowej religii humanitaryzmu – jego cnoty ograniczają się do technicznej sprawności, bez śladu modlitwy, ofiarowania cierpienia czy wezwania św. Andrzeja Boboli, patrona marynarzy.
Tymczasem Lamentabili sane potępia błąd: „Prawda zmienia się wraz z człowiekiem, ponieważ rozwija się wraz z nim” (pkt 58). Prawdziwy heroizm katolicki, jak u rycerzy Matki Bożej z Montserrat, zawsze łączył działanie z ufnością w Opatrzność. Kapitan Dobrowolski w powieści zostaje „zamieniony w kamień” przez tragizm sytuacji – gdzież jego obowiązek wezwania kapłana dla ostatnich sakramentów?
Śmierć bez Sądu, życie bez Łaski
Najjaskrawszym przejawem apostazji jest opis „ostatnich myśli” Boruca: wspomnienie rodziny, świąt, jazdy na rowerze z córką – ani słowa o rachunku sumienia, skruchy czy wezwania: Jezu, ufam Tobie!. To antychrześcijańska wizja, gdzie śmierć jest tylko „czarną otchłanią”, nie zaś bramą do wieczności.
Kanon 188.4 Kodeksu z 1917 r. przypomina: „Każdy urząd staje się wakujący na mocy samego faktu […] jeśli duchowny publicznie odstępuje od wiary katolickiej”. Analogicznie – pisarz porzucający nadprzyrodzoną perspektywę traci moralne prawo opisywania ludzkiego dramatu.
Kultura potępiona milczeniem
„Wielu pasażerów do ostatnich chwil nie zdawało sobie sprawy z powagi sytuacji”
Ta fraza staje się metaforą całej współczesności. Czyż „pasażerowie” neo-kościoła nie dryfują ku zatonięciu, oszukani fałszywym poczuciem bezpieczeństwa? Jak zauważa Pius IX w Syllabus Errorum: „Pokój możliwy jest jedynie w Królestwie Chrystusowym” (pkt 77).
Opis wschodzącego słońca nad polem śmierci: „Jakby nie chciało widzieć tego przerażającego obrazu” – to mimowolne wyznanie wiary w obojętny wszechświat. Gdzież Dies irae, dies illa (Dzień gniewu, ów dzień), gdzież wołanie o zmiłowanie?
Książka Janiszewskiej, wyrwana z kontekstu łaski, staje się jedynie „smutną powieścią modernistów” (Pius X). Jak głosi encyklika Quas Primas: „Kościół, udzielając bez ustanku pokarmu duchowego ludziom, rodzi i wychowuje coraz to nowe zastępy świętych mężów i niewiast”. Gdzież ci święci w „Katastrofie Heweliusza”?
Za artykułem:
Kiedy statek zawiedzie, zdaje się, że świat cię zdradził. Jak zatonął Heweliusz (wiez.pl)
Data artykułu: 08.11.2025








