Tradycyjny katolicki widok dziewczynki I-Jing na targowisku w Tajwanie symbolizujący konflikt z tradycją i relatywizmem moralnym.

Filmowa apoteoza leworęczności jako znaku sprzeciwu wobec tradycji

Podziel się tym:

Portal Tygodnik Powszechny (2 grudnia 2025) prezentuje recenzję filmu „Left-Handed Girl. To była ręka… diabła!” tajwańskiej reżyser Shih-Ching Tsou, współpracowniczki kontrowersyjnego reżysera Seana Bakera. Artykuł wychwala „bakerowski” styl obrazu, który przez dziecięcy pryzmat ukazuje „drapieżną rzeczywistość” tajwańskiego nocnego targu, gdzie leworęczna dziewczynka I-Jing zmaga się z „konserwatywną hipokryzją” rodziny.


Naturalistyczna redukcja sacrum

Komentowany tekst bezkrytycznie przyjmuje modernistyczną optykę dzieła, które – jak czytamy – „pozwala na całego zanurzyć się w drapieżnej rzeczywistości”. Tymczasem realizm baśniowy (określenie zapożyczone z recenzji) stanowi tu jedynie zasłonę dymną dla promocji relatywizmu moralnego i rewolty przeciw porządkowi naturalnemu. Już sam tytuł filmu, odwołujący się do „diabelskiej ręki”, zdradza duchową pustkę produkcji, która zamiast wskazywać na prawdziwe źródło zła – grzech pierworodny – buduje narrację o „demonizacji inności” przez tradycyjne struktury rodzinne.

„Dziadek, który «śmierdzi jak zgniłe tofu» i w pełni sobie zasłużył na to dziecięce określenie – nie mogąc zaakceptować leworęczności wnuczki, zatruwa ją demonicznymi fantazjami”

Ten fragment recenzji ujawnia kluczowy błąd antropologiczny: pomieszanie superstitio (przesądu) z religio (prawdziwą religią). Podczas gdy Kościół zawsze potępiał zabobony (Sobór Trydencki, sesja XXV), jednocześnie nauczał, że „diabeł jako lew ryczący krąży szukając kogo pożreć” (1 P 5,8 Wlg). Filmowa krytyka „tradycyjnej hipokryzji” staje się więc furtką dla odrzucenia samej możliwości działania złego ducha – co stanowi jawną sprzeczność z De fide nauczaniem o istnieniu piekła i szatana (Sobór Laterański IV).

Deformacja obrazu rodziny

Artykuł bezkrytycznie powiela feministyczną narrację filmu, gloryfikującą „świat kobiet zmuszonych do samowystarczalności”. W rzeczywistości produkcja Tsou promuje bankructwo katolickiej wizji małżeństwa i rodziny, przedstawiając:

  • Ojca jako „niemego” i nieobecnego, co stanowi karykaturę biblijnej roli mężczyzny jako głowy rodziny (Ef 5,23)
  • Babcię-handlarkę paszportami jako „businesswoman”, co relatywizuje moralne zło handlu ludźmi
  • Samotną matkę jako wzór „rezyliencji” – nowomodnego bożka psychologii zastępującego cnotę wytrwałości

Tymczasem Pius XI w encyklice Casti Connubii stanowczo potępił takie redukcjonistyczne podejście: „Małżeństwo nie jest wymysłem ludzkim, lecz ustanowieniem Bożym […] Jego celem nie jest tylko wzajemna pomoc czy zaspokajanie popędu, lecz przede wszystkim zrodzenie i wychowanie potomstwa” (AAS 22 [1930], s. 583).

Estetyka profanum

Recenzentka zachwyca się „żywą energią miejsca” i „neonowymi uliczkami bazaru”, całkowicie pomijając duchowy wymiar sztuki. Tsou i Baker, kręcący film smartfonami, realizują tu modernistyczną maksymę l’art pour l’art – sztuki dla sztuki, odciętej od transcendentnego piękna. Tymczasem jak przypomina Papież Pius XII: „Zadaniem sztuki jest przekształcanie w blask duchowy materialnych elementów życia zmysłowego” (Przemówienie do artystów, 1952).

Filmowa apoteoza „śmieciowych realiów” to estetyczna realizacja tezy 58 z Syllabus Errorum Piusa IX, potępiającej tych, którzy „wszystką doskonałość i prawdziwość moralności zasadzają w nagromadzeniu i powiększaniu bogactw jakimkolwiek sposobem i w rozkoszy”.

Duchowa pułapka „rezyliencji”

Najgroźniejszym aspektem recenzji jest bezkrytyczne przyjęcie psychologicznego żargonu:

„powraca modne ostatnio słowo «rezyliencja», czyli psychiczna elastyczność pozwalająca przetrwać w mało sprzyjających warunkach”

To klasyczny przykład naturalizmu teologicznego, który pomija nadprzyrodzony wymiar ludzkiego cierpienia. Kościół naucza przecież, że „Bóg nie dopuszcza doświadczenia ponad siły” (1 Kor 10,13 Wlg), a prawdziwą moc czerpiemy z łaski sakramentalnej, nie zaś z psychologicznej „elastyczności”.

„kiedy dzieci biorą diabelskie czy boskie sprawy w swoje ręce […] widać w całej jaskrawości, że coś fundamentalnie jest nie tak z naszym światem”

Ten fragment zdradza najgłębszą duchową chorobę recenzji: relatywizację dobra i zła. Dla katolika jasne jest, że „boskie sprawy” nie mogą być w rękach dzieci czy artystów – należą wyłącznie do Kościoła założonego przez Chrystusa. Brak tu zupełnie odniesienia do konieczności łaski uświęcającej i życia w prawdziwej wierze.

Krytyczna konkluzja

Film Shih-Ching Tsou, podobnie jak recenzja w „Tygodniku Powszechnym”, stanowią przejaw kultury śmierci w wydaniu Johna Pawła II: promującej subiektywizm, relatywizm i bunt przeciw naturalnemu porządkowi. W miejsce katolickiej zasady „per Mariam ad Jesum” proponują pogański kult „silnej kobiety”, która – jak filmowa I-Jing – opluwa tradycję kulami z tapioki.

W świetle encykliki Quas Primas Piusa XI jasnym jest, że „pokój Chrystusowy w Królestwie Chrystusowym” nie ma nic wspólnego z tak pojętą „emancypacją”. Prawdziwe wyzwolenie przynosi jedynie Chrystus Król – nie zaś leworęczne dziewczynki z tajwańskich targowisk.


Za artykułem:
„Left-Handed Girl”: ten film wybornie smakuje i rozgrzewa
  (tygodnikpowszechny.pl)
Data artykułu: 02.12.2025

Więcej polemik ze źródłem: tygodnikpowszechny.pl
Podziel się tą wiadomością z innymi.
Pin Share

Zostaw komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Ta strona używa Akismet do redukcji spamu. Dowiedz się, w jaki sposób przetwarzane są dane Twoich komentarzy.

Przewijanie do góry
Ethos Catholicus
Przegląd prywatności

Ta strona korzysta z ciasteczek, aby zapewnić Ci najlepszą możliwą obsługę. Informacje o ciasteczkach są przechowywane w przeglądarce i wykonują funkcje takie jak rozpoznawanie Cię po powrocie na naszą stronę internetową i pomaganie naszemu zespołowi w zrozumieniu, które sekcje witryny są dla Ciebie najbardziej interesujące i przydatne.