Portal Więź.pl (5 grudnia 2025) publikuje rozważania Heleny Anny Jędrzejczak na temat relacji Hannah Arendt z feminizmem. Autorka stawia tezę, że odpowiedź na pytanie o feministyczną tożsamość Arendt „zależy” od przyjętej definicji, jednocześnie sugerując, że myśl tej filozofki może „wzbogacić współczesny feminizm”. W całym wywodzie nie pada ani jedno odniesienie do katolickiej nauki o naturze kobiety ani do nadprzyrodzonego powołania człowieka.
Ontologiczne pominięcie komplementarności płci
Tekst Jędrzejczak operuje pojęciem „praw kobiet” jako oczywistą kategorią analityczną, całkowicie pomijając katolicką doktrynę o complementum płci. Jak nauczał Pius XI w Casti connubii: „Bóg uczynił kobiety różnymi od mężczyzn nie tylko pod względem ciała, ale także ducha, obdarzając je właściwymi przymiotami i obowiązkami”. Tymczasem współczesny feminizm, którego korzenie sięgają rewolucji francuskiej i ruchów masońskich XIX wieku, forsuje destrukcyjną wizję walki płci, sprzeczną z planem Stwórcy.
„Po cóż ma pisać o prawach kobiet, skoro na jej namysł czekają prawa człowieka?”
To zdanie demaskuje naturalistyczne podstawy całej analizy. W katolickiej perspektywie prawa człowieka bez odniesienia do lex divina są fikcją prawną. Jak przypomina encyklika Quas primas Piusa XI: „Nie będzie nadziei trwałego pokoju między narodami, dopóki jednostki i państwa będą się wyrzekać i odmawiać posłuszeństwa królestwu Chrystusowemu”. Arendt, analizując „prawa człowieka” w oderwaniu od ich transcendentnego źródła, wpisuje się w projekt oświeceniowej utopii.
Ideologiczne zawłaszczenie myśli Arendt
Próba adaptacji Arendt dla potrzeb feminizmu odsłania głębszy problem modernistycznej hermeneutyki. Autorka portalu Więź.pl pisze: „sposób, w jaki Arendt rozumiała relacje międzyludzkie […] mógłby znacząco poszerzyć i wzbogacić współczesną myśl feministyczną”. To klasyczny przykład pars pro toto błędnej interpretacji – wydzierania fragmentów z kontektu dla potrzeb ideologicznej agendy.
Katolicka krytyka musi wskazać, że jakakolwiek próba syntezy z feminizmem jest ontologicznie niemożliwa. Feminizm w swej rdzennej postaci zawsze będzie sprzeciwiał się:
- Nierozerwalności małżeństwa (kanon 1013 Kodeksu Prawa Kanonicznego z 1917)
- Naturalnemu powołaniu kobiety do macierzyństwa (enc. Casti connubii)
- Zakazowi aborcji (kanon 2350 §1 KPK 1917)
- Zasadzie podporządkowania żony mężowi w rodzinie (Ef 5,22-24)
Nawet jeśli sama Arendt dystansowała się od ruchu feministycznego, to jej laickie podstawy antropologiczne pozostają w radykalnej sprzeczności z katolicką wizją osoby ludzkiej stworzonej ad imaginem Dei.
Milczenie o nadprzyrodzonym powołaniu kobiety
Najcięższym zarzutem wobec tekstu jest całkowite pominięcie katolickiej koncepcji geniuszu kobiecego opartego na przykładzie Najświętszej Marji Panny. Jak zauważył św. Augustyn: „W naturze kobiet nie ma nic wadliwego, skoro Stwórca wszechrzeczy stworzył także naturę kobiet” (De Trinitate XII, 7). Tymczasem współczesne dyskusje o „prawach kobiet” celowo ignorują:
- Wzór świętych kobiet: Katarzyny Sieneńskiej (uczonej Doktora Kościoła), Teresy z Avili czy królowej Jadwigi
- Fakt, że Kościół wyniósł na ołtarze więcej kobiet niż mężczyzn
- Naukę św. Pawła o szczególnej godności niewiast „zbawionych przez rodzenie dzieci” (1 Tm 2,15)
Ta ideologiczna ślepota prowadzi do absurdalnej sytuacji, gdzie „postępowe” autorki dyskutują o filozofce żydowskiego pochodzenia, całkowicie ignorując dziedzictwo świętych i męczennic katolickich, które rzeczywiście kształtowały cywilizację.
Fałszywa opozycja: prawa kobiet vs. prawa człowieka
Kluczowy błąd logiczny tekstu ujawnia się w stwierdzeniu: „Po cóż ma pisać o prawach kobiet, skoro na jej namysł czekają prawa człowieka?”. To rozdzielenie jest sztuczne i służy relatywizacji porządku naturalnego. W katolickiej nauce społecznej:
„Człowiek nie jest absolutnym twórcą praw, ale ich odkrywcą w odwiecznej mądrości Bożej” (Pius XII, Allocutio do prawników katolickich, 13 XI 1949)
Arendt, analizując totalitaryzm, popełniła podstawowy błąd metodologiczny – nie sięgnęła do źródła prawdy o człowieku objawionej w Chrystusie. W konsekwencji jej „prawa człowieka” okazały się kolejną utopią, co wyraźnie widać w dzisiejszym kryzysie antropologicznym.
Teologiczne konsekwencje relatywizacji płci
Ostatnie zdanie artykułu: „czego współczesny feminizm może się nauczyć od Hannah Arendt?” demaskuje prawdziwy cel całej publikacji – legitymizację ideologii sprzecznej z wiarą katolicką. Kongregacja Świętego Oficjum w dekrecie Lamentabili sane exitu (1907) potępiła podobne próby syntezy:
„Dogmaty, które Kościół podaje jako objawione, nie są prawdami pochodzenia Boskiego, ale są pewną interpretacją faktów religijnych” (propozycja 22 potępiona)
W świetle niezmiennej doktryny katolickiej jakakolwiek dyskusja o „feministycznym potencjale” myśli Arendt jest teologicznie bezprzedmiotowa. Kobieta w Kościele katolickim ma określone miejsce i godność – nie jako rywalka mężczyzny w walce o władzę, ale jako współpracownica w dziele zbawienia, czego najwyższym wzorem jest Niepokalana Boża Rodzicielka.
Za artykułem:
Czy Hannah Arendt uważała się za feministkę? (wiez.pl)
Data artykułu: 05.12.2025








