„Zgiń kochanie” – modernistyczna apoteoza duchowej pustki
Portal „Tygodnik Powszechny” (9 grudnia 2025) przedstawia film Lynne Ramsay „Zgiń kochanie” jako „przejmującą projekcję wewnętrznego świata młodej matki”, gloryfikując aktorski popis Jennifer Lawrence w roli kobiety pogrążającej się w szaleństwie po porodzie. W rzeczywistości jest to jednak manifest duchowego bankructwa kultury odrzucającej nadprzyrodzony porządek łaski.
Redukcja ludzkiej tragedii do psychologicznego ekshibicjonizmu
Komplementowany przez recenzentkę film przedstawia „Grace” (postać graną przez Lawrence) jako ofiarę „baby blues”, traum z dzieciństwa i niezaspokojonych ambicji twórczych. Jak czytamy:
„Depresja poporodowa czy jakaś nierozpoznana jeszcze choroba psychiczna? Trauma z dzieciństwa czy niezaspokojona potrzeba twórcza? Film »Zgiń kochanie« podsuwa różne diagnozy, ale żadnej z nich nie traktuje ostatecznie”.
To klasyczny przejaw modernistycznej redukcji człowieka do poziomu zwierzęcia kierującego się popędami, całkowicie ignorującej rzeczywistość grzechu pierworodnego i konieczność łaski uświęcającej. Już Pius X w encyklice Pascendi dominici gregis potępił takie podejście, wskazując, że „moderniści […] utrzymują, że człowiek przez wiarę szuka czegoś poza sobą, czego jednak nigdy nie znajdzie, ani też nigdy nie może być pewien czy znalazł” (Lamentabili sane exitu, pkt 25).
Profanacja macierzyństwa jako powołania
Artykuł bezkrytycznie powiela tezę filmu, jakoby „macierzyństwo [było] źródłem cierpień” i „pułapką”. Tymczasem Casti connubii Piusa XI jednoznacznie naucza: „Błogosławieństwo potomstwa jest tak wielkie, że dzięki niemu nawet samo małżeństwo, chociaż przeznaczone głównie do tego, by przez wzajemną pomoc małżonków dążyć do doskonałości, uważa się za nierozerwalne”. Depresja poporodowa – choć zjawisko realne – w katolickim ujęciu nie jest „chorobą duszy”, lecz wezwaniem do zawierzenia siebie Bożej Opatrzności przez modlitwę i sakramenty.
Naturalistyczna pornografia cierpienia versus katolicka teologia krzyża
Recenzja zachwyca się „nadmiarową ekspresją” i „dziką zmysłowością” bohaterki, co stanowi jawną realizację potępionych przez Kościół zasad:
„Oglądamy rockandrollową dziewczynę […] stopniową przemianę jej percepcji […] nawet natura drażni swoim letnim rozbuchaniem”.
Sobór Trydencki w dekrecie o usprawiedliwieniu (sesja VI, kan. 12) wyraźnie stwierdza, że nikt nie może być usprawiedliwiony bez łaski Chrystusa. Tymczasem film Ramsay – podobnie jak cała współczesna kultura – proponuje pseudo-rozwiązania w postaci „empatii” oderwanej od obiektywnego porządku moralnego, co Pius XI w Quas primas nazwał „odrzuceniem panowania Chrystusa nad jednostkami i państwami”.
Estetyka brzydoty jako wyraz duchowego zwichnienia
Opisywane sceny – „krople tuszu mieszające się z mlekiem piersiowym” czy „wyczynowe aktorstwo” Lawrence – stanowią artystyczną realizację potępionego w Syllabusie błędów panteizmu: „Bóg jest identyczny z naturą rzeczy, a więc podlega zmianom” (pkt 1). Katolicka estetyka, zakorzeniona w kalokagathii (jedności piękna i dobra), zawsze odrzucała taką gloryfikację brzydoty moralnej. Jak przypomina św. Augustyn: „Pulchra sunt quae visa placent” – „Piękne jest to, co się podoba widziane” (Wyznania, IV, 13).
Fałszywa alternatywa: albo psychologia, albo duchowa pustka
Najgroźniejszym aspektem omawianej narracji jest całkowite pominięcie nadprzyrodzonej perspektywy. Artykuł chwali film za „przejmujący punkt widzenia młodej matki”, lecz nie zauważa, że jest to perspektywa świadomie odcinająca się od:
1. Sakramentalnego charakteru małżeństwa (kan. 1013 KPK 1917)
2. Obowiązku wychowania dzieci w wierze (Katechizm Rzymski, cz. II, rozdz. VIII)
3. Mocy modlitwy i ofiary w przezwyciężaniu prób (Rzym 5, 3-5)
Jak trafnie zauważył Pius XII: „Grzech pierworodny jest przyczyną wszystkich smutków i nieporządków w człowieku” (Mystici Corporis Christi, 56). Tymczasem współczesna kultura – w tym omawiany film – próbuje leczyć skutki grzechu, odrzucając jego istnienie.
Katolicka odpowiedź na kryzys macierzyństwa
W przeciwieństwie do nihilistycznej wizji Ramsay, Kościół od wieków oferuje konkretne rozwiązania:
– Ordo baptismi parvulorum (rytuał chrztu dzieci) z modlitwami o łaskę dla rodziców
– Nabożeństwo do Matki Bożej Dobrej Rady jako patronki matek
– Praktykę ofiarowania cierpień w intencji zbawienia dusz
– Sakramentalne wsparcie poprzez spowiedź i Komunię św.
„Niechaj pierwsza rzuci w ekran kamieniem ta, która w swoim rodzicielstwie nigdy nie dotknęła tej granicy” – pisze recenzentka.
Odpowiadamy słowami św. Pawła: „Wierny jest Bóg i nie dopuści, abyście byli kuszeni ponad siły wasze” (1 Kor 10, 13). Prawdziwa solidarność z cierpiącymi matkami polega nie na estetyzowaniu ich rozpaczy, lecz na ukazywaniu drogi do Chrystusa – jedynego Zbawiciela (Quas primas).
Podsumowanie: sztuka bez Boga zawsze kończy się samouwielbieniem
Ostatnie zdanie recenzji mówi wszystko: „w tych aktorskich i reżyserskich popisach chodzi o empatię”. To właśnie kwintesencja modernizmu potępionego w Lamentabili sane exitu: „Prawda zmienia się wraz z człowiekiem, ponieważ rozwija się wraz z nim, w nim i przez niego” (pkt 58). W miejsce prawdy objawionej stawia się tu „emocjonalne doświadczenie”, a zamiast krzyża – terapeutyczny katharsis.
Kino takie jak „Zgiń kochanie” nie zasługuje na miano sztuki, będąc jedynie przejawem duchowej dekadencji czasów ostatecznych, o których św. Paweł pisał: „Miłość własna […] wyniosłość, pycha” (2 Tm 3, 2-4). Jedyną odpowiedzią katolika może być modlitwa o nawrócenie twórców i odrzucenie tego rodzaju „dzieł” jako sprzecznych z duchem Chrystusa Króla.
Za artykułem:
„Zgiń kochanie”: dlaczego tak trudno wyjść z depresji poporodowej (tygodnikpowszechny.pl)
Data artykułu: 09.12.2025








