Portal Gość.pl informuje o deklaracji rzecznika Kremla Dmitrija Pieskowa dotyczącej gotowości Władimira Putina do wznowienia rozmów z prezydentem Francji Emmanuelem Macronem. Według relacji agencji RIA Novosti, Pieskow stwierdził: „Jeżeli jest wzajemna wola polityczna to można ją ocenić tylko pozytywnie”, przypominając jednocześnie wcześniejsze sygnały ze strony francuskiego przywódcy. Macron podczas szczytu UE w Brukseli argumentował: „Uważam, że byłoby pożyteczne wznowić rozmowy z Władimirem Putinem”, wyrażając obawę przed równoległymi negocjacjami prowadzonymi przez amerykańskich wysłanników.
Naturalistyczne błędne koło dyplomatycznych złudzeń
Relacjonowane zabiegi polityczne stanowią klasyczny przykład modernistycznej redukcji rzeczywistości do wymiaru czysto naturalnego. Cała narracja koncentruje się na „wzajemnej woli politycznej”, „pożyteczności rozmów” czy „interesie europejskim”, całkowicie pomijając nadprzyrodzony wymiar pokoju jako daru Bożego. Jak nauczał Pius XI w encyklice Quas primas: „Nadzieja trwałego pokoju dotąd nie zajaśnieje narodom, dopóki jednostki i państwa wyrzekać się będą i nie zechcą uznać panowania Zbawiciela naszego”. Tymczasem uczestnicy brukselsko-moskiewskiego dialogu zdają się wierzyć, że pokój jest wytworem ludzkich układów, a nie owocem poddania narodów pod berło Chrystusa Króla.
Teologiczna zapaść współczesnej dyplomacji
Wymownym symbolem duchowej bankructwa współczesnych elit politycznych jest milczenie w kwestii moralnej oceny niesprawiedliwej agresji. Żaden z cytowanych polityków nie odważył się nazwać wojny putinowskiej reżimu tym, czym jest w świetle prawa naturalnego: zbrodnią przeciwko narodowi ukraińskiemu i porządkowi Bożemu. Tymczasem Kościół zawsze nauczał, że „pokój jest dziełem sprawiedliwości” (Iz 32,17), zaś jakakolwiek forma dialogu z agresorem wymaga uprzedniego uznania zasad moralnych. Sekularyzowana dyplomacja, pozbawiona zakorzenienia w katolickiej nauce społecznej, redukuje się do gry interesów, gdzie „ludzie w społeczeństwa zjednoczeni nie mniej podlegają władzy Chrystusa jak jednostki” (Quas primas).
Kult człowieka zamiast Królestwa Chrystusowego
Szczególnie jaskrawym przejawem apostazji współczesnych przywódców jest ich wiara w racjonalność układów geopolitycznych oderwanych od prawa Bożego. Prezydent Macron deklaruje: „My – Europejczycy i Ukraińcy – mamy interes w tym, aby znaleźć sposób, aby znowu wejść do tej dyskusji we właściwy sposób”, całkowicie ignorując fakt, że żadne „interesy” nie mogą zastąpić obowiązku podporządkowania polityki przykazaniom Bożym. Pius XI w cytowanej encyklice przestrzegał przed taką postawą: „Gdy Boga i Jezusa Chrystusa usunięto z praw i z państw i gdy już nie od Boga, lecz od ludzi wywodzono początek władzy, stało się iż zburzone zostały fundamenty pod tąż władzą”.
Neokościelna zdrada własnego powołania
Najcięższą winą struktury posoborowej jest jej milczenie wobec tej świeckiej pseudodyplomacji. Gdzie są głosy „biskupów” przypominających narodom o obowiązku uznania królewskiej władzy Chrystusa? Dlaczego hierarchyczna struktura okupująca Watykan nie nawołuje do publicznej intronizacji Serca Jezusowego w narodach Europy jako jedynej drogi do prawdziwego pokoju? Odpowiedź jest bolesna: neo-kościół całkowicie zinternalizował modernistyczną wizję rozdziału religii od życia publicznego, zdradzając tym samym swe powołanie do głoszenia „Ewangelii wszelkiemu stworzeniu” (Mk 16,15).
Jedyna droga do pokoju
W świetle niezmiennej doktryny katolickiej jakakolwiek próba budowania pokoju bez uznania panowania Chrystusa Króla jest z góry skazana na niepowodzenie. Jak nauczał Pius XI: „Oby się to stało, iżby nie należący do Kościoła zapragnęli i przyjęli dla dobra swego zbawienia słodkie jarzmo Chrystusowe”. Prawdziwi katolicy powinni zatem odrzucić iluzje współczesnej dyplomacji i skupić się na jedynym pewnym środku: modlitwie o triumf Niepokalanego Serca Marji i publiczne uznanie królewskich praw Zbawiciela nad narodami.
Za artykułem:
Rosja/Media: Putin wyraził gotowość do rozmów z Macronem (gosc.pl)
Data artykułu: 21.12.2025








