Portal Tygodnik Powszechny relacjonuje spotkanie z kanadyjską pisarką Emily St. John Mandel podczas 17. edycji Festiwalu Conrada, odbywającego się pod hasłem „Nadzieja radykalnej”. Artykuł przedstawia jej powieści postapokaliptyczne (Stacja jedenasto, Szklany hotel) jako rzekomo ukazujące „budowanie wspólnoty poprzez sztukę po końcu świata”, przy finansowym wsparciu Ministerstwa Kultury w ramach Narodowego Programu Rozwoju Czytelnictwa 2.0.
Naturalistyczna redukcja człowieka
Wizja Mandel, w której „przetrwać to za mało”, a bohaterowie „uczą się żyć dzięki katastrofie”, stanowi klasyczny przejaw teologicznego bankructwa naturalizmu. Jak nauczał Pius XI w encyklice Quas Primas: „Ludzie w społeczeństwa zjednoczeni nie mniej podlegają władzy Chrystusa jak jednostki. On jest zaiste źródłem zbawienia dla jednostek i dla ogółu”. Tymczasem analizowane dzieła proponują antropocentryczną utopię – zbawienie poprzez teatr i książki, gdzie Bóg zostaje zastąpiony przez ludzką kreatywność.
„Sztuka i literatura nie są luksusem, ale sposobem na budowanie wspólnoty, nawet po końcu świata”
To zdanie demaskuje fundamentalną herezję współczesnej kultury: przekonanie, że wspólnota może istnieć bez odniesienia do Transcendencji. Św. Augustyn w Państwie Bożym wykazywał, że każda ludzka communio jest tylko karykaturą Civitas Dei. Modernistyczna „nadzieja radykalna” okazuje się więc nadzieją pozbawioną nadprzyrodzoności – czysto ziemskim projektem samozbawienia.
Ewangelia antykatastrofy
Artykuł przemilcza kluczowy fakt: w katolickiej eschatologii nie ma miejsca na „życie po końcu świata”. Jak przypomina Katechizm Rzymski, po Paruzji nastąpi Sąd Ostateczny, a nie budowa nowych wspólnot teatralnych. Wizja Mandel to subtelne zaprzeczenie Apokalipsy św. Jana – zastąpienie Królestwa Niebieskiego ziemską utopią bez Boga.
Retoryka festiwalowa o „ocaleniu jako wspólnocie” stanowi ponadto parodię eklezjologii. Kościół – jak uczy Sobór Trydencki – jest nadprzyrodzonym ciałem mistycznym Chrystusa, nie zaś zbiorem aktorów i tułaczy łączących się przez kulturę. Pominięcie tej prawdy nie jest przypadkowe – wynika z przyjętej przez organizatorów zasady „hermeneutyki zerwania” z doktryną katolicką.
Sztuka jako substytut sacrum
Promowana na festiwalu teza, że „sztuka zastępuje religię”, została expressis verbis potępiona w dekrecie Lamentabili sane św. Piusa X (1907): „Dogmaty, sakramenty i hierarchia są tylko sposobem wyjaśnienia i etapem ewolucji świadomości chrześcijańskiej” (propozycja 54). Kiedy literatura staje się „sposobem na budowanie wspólnoty”, dokonuje się idolatria – oddawanie czci stworzeniu zamiast Stwórcy (Rz 1,25).
Nieprzypadkowo festiwal finansuje Ministerstwo Kultury – to element państwowej inżynierii społecznej, zmierzającej do zastąpienia religii świeckim kultem „wartości humanistycznych”. Jak ostrzegał Pius IX w Syllabusie błędów: „Nauczanie Kościoła jest wrogie wobec dobra społeczeństw” (błąd 40) – oto credo rządzących, którzy łożą na propagandę antychrześcijańskich utopii.
Apokalipsa bez Sądu
Najjaskrawszym przejawem modernistycznej deformacji w twórczości Mandel jest milczenie o sprawiedliwości eschatologicznej. Jej światy po katastrofie pozbawione są zarówno Boga, jak i diabła – istnieje jedynie horyzontalna walka o przetrwanie. Tymczasem Pismo Święte naucza: „Będzie sądzić żywych i umarłych” (2 Tm 4,1). Usunięcie tego wątku to nie niewinny zabieg literacki, lecz ukryta negacja Objawienia.
Organizatorzy Festiwalu Conrada, głosząc „nadzieję radykalną”, odrzucają nadzieję teologalną opartą na Zmartwychwstaniu. W myśl encykliki Quas Primas: „Nie ma zbawienia w żadnym innym” (Dz 4,12), więc promocja ziemskich utopii jest duchowym samobójstwem. Katastrofa bez Chrystusa to nie początek nowego życia, lecz zapowiedź wiecznej śmierci.
Za artykułem:
Przetrwanie to za mało. Rozmowa z Emily St. John Mandel (tygodnikpowszechny.pl)
Data artykułu: 23.12.2025








